wtorek, 15 listopada 2016

Zbyt długi dzień

Jest 21.00. wchodzę do domu. Nareszcie! Jestem padnięta. W brzuchu z głodu mam taki wirek jaki robi się w silnikach sportowych samochodów kiedy przyspieszasz do dwóch setek. Tak sobie to wyobrażam. Chociaż teraz swojej atrakcyjności z pewnością nie porównałabym do sportowego samochodu.

Mam na sobie idealnie pasującą bieliznę. Mój najlepszy push up. Każdy z nas czasem kłamie. Chociaż tego akurat dzieciom nie powiem. Mam też skarpetki w buldogi francuskie. Seksapil z Playboya lat osiemdziesiątych.
Mam komplet biżuterii i jeszcze pełen makijaż.

Płynnym ruchem, pełnym wdzięku, otwieram wino. Niczym sommelier z wieloletnim doświadczeniem. Z pełnym namaszczeniem nalewam trunek do lśniącego kieliszka. Nie za dużo. Mniej niż połowę. Zabieram kieliszek do pokoju.

Na parapecie płonie świeczka. Pachnie lasem. Mchem. Beztroską. Obok majestatycznie kwitną storczyki. Sielanka.

Siadam do stołu. Przede mną stoi wino.
Siedzę prosto. Glamour.

Głód zwycięża. Kanapka ze smalcem. Zdecydowanie mniej glamour.
Tak, chciałam tego. Tak, jest po 21.
W życiu trzeba robić to, na co się ma ochotę. Jedno jest tylko.
Chrzanić cellulit i konwenanse!

"Żeby w życiu wszystko było tak łatwe jak tycie".
Wasze zdrowie!

środa, 29 czerwca 2016

Kłamstwo i szczęście

Kłamiemy. Chyba każdy z nas to robi.
I chyba nikt się do tego nie chce przyznać.
Jedni zmyślają historie od początku do końca... Inni, ci mniej kreatywni, koloryzują fabułę.
Niektórzy myślą, że nie kłamią, kiedy zatajają jakieś fakty, epizody swojego życia. A już szczególnie wtedy, kiedy są przekonani o tym, że zrobili to dla czyjegoś "dobra".

Myślę sobie, że najczęściej okłamuje się tych, od których sami oczekujemy szczerości i wsparcia. Zabawne.
W zasadzie czemu to robimy?
Nie chcemy popsuć wizerunku, zrobić rysy na szkle, wstydzimy się lub boimy się reakcji drugiej osoby. Plus tysiąc innych przyczyn...

Z drugiej strony patrząc, to postawa słuchacza sprawia czy będziemy mu chcieć coś wyznać. Jeśli ktoś ma zamknięty umysł, nie jest elastyczny i przyjmuje tylko swoje prawdy...nie stwarza przestrzeni do trudnych wynurzeń. Bo wiemy, że nie zrozumie, będzie negować, pojawi się złość/ zazdrość/ krzyk czy inny wykład zmuszający do zmiany zdania czy zachowań...

Klucz do prawdy? Przed ósmą rano wydaje mi się być prosty... otwarty umysł i akceptacja odmienności. Czasem nie trzeba rozumieć, ale wystarczy zaakceptować lub nie negować. Tyle.
I to nie znaczy, że ta niewygodna prawda ma nas cieszyć czy się podobać. Nie.
Ale czasami nie ma sensu walczyć...

Poza tym - zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda?

Chyba dlatego niektórzy mówią, że jeśli się kogoś prawdziwie kocha...trzeba mu dać wolność. Jeśli powróci - zawsze był Twój. Jeśli nie - nie był Twój, nawet wtedy, kiedy mówił, że kocha.

Na wolności, szacunku, komunikacji, prawdzie i akceptacji budujemy najtrwalsze związki. One nie zawsze będą różowymi obrazkami radosnych pląsów z trzymaniem się za ręce - ale zdecydowanie częściej będą po środku, niż na obrzeżach sinusoidy obrazującej nastroje i zaufanie.

Zamiast dwóch tygodni euforii łamanych dwoma tygodniami kłótni, wyrzutów czy cichych dni - pojawią się długie tygodnie spokoju, radości, dobrego nastroju, które od czasu do czasu mącone będą chwilowym spadkiem formy czy wystrzałem endorfin. Skoro jednak przez większość czasu jest dobrze, to czy ten drobny spadek może nas zbić z tropu? Czy może zasiać wątpliwość?
Ma zdecydowanie mniejsze szanse! Jeśli w ogóle :)

Tego Wam życzę :) trzymajcie się środka sinusoidy! :)

piątek, 17 czerwca 2016

Krajobraz spełnienia

Odkrywam w sobie połacie spokoju, meandry refleksji.
Znajduję fiordy seksapilu i bezkres zaufania do siebie.
Wzgórza optymizmu dają widok na szczęście i miłość. W oddali i tu blisko. Zatoki uśmiechu.

Odnajduję wąwozy niedoskonałości. Mówię o nich, bo znam je. Mówię o nich i śmieję się z nich, bo zostaje mi skalpel lub samoakceptacja. To drugie nie boli.

Wszystkie te krajobrazy dopełniane są uśmiechami, gestami, słowami. Zainteresowaniem.

Stare prawdy są proste:
Wejdź w związek a nagle tajemne notowania na rynku damsko-męskich akcji poszybują w górę jak gorące powietrze unoszące się nad asfaltem w upalny dzień.

Wtedy Ci wszyscy wartościowi, ciekawi, inspirujący mężczyźni wyjdą ze swoich jaskiń i postanowią obdarzyć Cię zainteresowaniem.

Niech Was! Niech Was szczęście w życiu spotka :)

wtorek, 14 czerwca 2016

Komunikacja zbiorowa

Komunikacja zbiorowa łączy ludzi.

Za moim prawym uchem dwóch panów poznaje się od ponad godziny. Z przymusu, bo to było jedyne wolne miejsce.

Z wzajemnych pytań dochodzimy do matematyki. Tzn. oni dochodzą. Tzn. nie dosłownie.
Jeden ma 16 lat - rzekomo, a drugi o 10 więcej.
Ten młodszy z wcześniejszych dyskusji wnioskuje i mówi...a ja słucham mimochodem.
"Jeśli masz 26 lat, to znaczy, że jesteś z tą dziewczyną 4 lata. To ja Ci coś powiem. Szczerze. Przeszliśmy już na ty, więc chyba mogę. Słuchaj, jak mawiają Anglicy "put a ring on her finger". Kumasz?
Ring, jak Lord of the ring. Put a ring on her finger. Finger pewnie znasz z innych filmów".
 
Cisza. Mruk. Zero odzewu. Mija chwila. W milczeniu mija. Tak samo bezwiednie mija ta chwila, jak mijają nas za oknem latarnie i bilbordy. Na jednym z nich jest reklama środka przeciwbólowego. On, ten starszy, chyba właśnie dostaje migreny. Albo ma mały udar.

W końcu bełkocze coś, że jest ok między nimi. Między nim a tą bez pierścionka.

Młody: "i właśnie dlatego, że jest ok - ona na to czeka. A Ty jej tego nie dajesz.
I nawet jeśli jest super ok, to kiedy ona na Ciebie narzeka, to właśnie o to, serio".

Chcę się odwrócić i bić brawo.
Powstrzymuję się jednak.

Jest nadzieja w tej młodzieży.

sobota, 11 czerwca 2016

Lesbijski uśmiech

Czytałam ostatnio, że Polacy się mało uśmiechają.
Zwykły uśmiech. Odwzajemniam. W końcu nie tylko ja przeżywam muzyczny orgazm na parkiecie. Bawełniana szara sukienka do kostek, uroda typowa dla rasy aryjskiej. O jej ciele mogę tylko powiedzieć, że tyłek miała mierzony w metrach... Płaski i długi. Tańczyła ze swoim facetem. Wyglądał jak Tarzan ubrany w białą, lnianą koszulę.

Nagle"podtańcowuje" bliżej. "Jesteś śliczna, mam na imię Jagoda".

Chwil kilka później pojawia się cycata brunetka o podwyższonym wskaźniku BMI i się uśmiecha. Naiwnie odwzajemniam. Wtedy jej obfity biust, spowity siatką pasków skomplikowaną jak kostka Rubika, zaczyna się trząść w moją stronę. Uśmiech i śpiewane słowa piosenki.

Dżizas. Jak żyć. Ja tylko chciałam być miła...

Muszę chyba zweryfikować swoją mimikę, bo zdaje się wysyłać błędne sygnały...
Kończymy z 22letnim specjalistą od krewetek i fizjoterapii...

Dzięki Bogu za mężczyznę, który gdzieś tam czeka na mój powrót. :)

niedziela, 22 maja 2016

Lato i ja

Niedziela. Godzina dziesiąta rano.
Normalnie o tej porze czekam na śniadanie/śpię lub zastanawiam się nad nieocenioną sprawiedliwością kaca.

Dzisiaj odrobiona, wyprasowana wychodzę z posprzątanego rano domu.
Pierwszy raz w tym roku w takim "negliżu". Pogoda w końcu na to pozwala. Patrzę na srebrną tarczę zegarka na moim nadgarstku. Jest prawie biała. Połyskuje w słońcu. Odbija je.
Kiedyś słyszałam, że biel ma aż 32 odcienie. Zastanawiam się o ile tonów skóra powklekająca mój kościsty nadgarstek jest ciemniejsza od tego zegarka.
Na nogi nawet nie patrzę. Mimo okularów przeciwsłonecznych zdają się oślepiać jak długie światła samochodu nadjeżdżającego z naprzeciwka w środku nocy.

Drogie lato, mimo tego, że przeze mnie mrużysz dzisiaj oczy...gorąco liczę, że znajdziesz do nas drogę. Przyjdź i rozgość się.
Moje sukienki chcą wyjść z szafy i Cię powitać.

piątek, 20 maja 2016

Kobiece komplementy

Komunikacja miejska. Rozmowa dwóch kobiet.
Pierwszą część udaje mi się skutecznie zignorować. Druga z łomem w ręku wkrada się do moich uszu...
- aaaa przeeestań! Przecież to było jeszcze wtedy jak miałaś krzywe zęby, włosy każdy w inną stronę i te odstające uszy! No weeeź!

Zastanawiam się ile wycierpiała, żeby się "poprawić". Zastanawiam się jaki jest efekt. Siedzą za mną i nie widzę.

I niby czemu ta koleżanka nie powiedziała jej, że teraz jest piękna? Ładna? Chociaż ładna.

Największy wróg kobiety?
Inne kobiety.

P.s.: Lecę się szykować na babskie wyjście ;) Nielogiczny wyścig zbrojeń :D i nikt nie wyłania zwyciężczyni! ;)

wtorek, 26 kwietnia 2016

Pierwsze randki

Jak poderwać kobietę... nie powiem Wam :) Na to nie ma jednej złotej metody. A nawet jeśli jest jej trzon, to i tak resztę trzeba modyfikować...

Randkowaniem można się zmęczyć. W pewnym momencie człowiek zaczyna już myśleć o zmianie pracy, żeby chociaż coś nowego o sobie opowiadać... pakiet pytań na ogół jest ten sam lub mocno zbliżony.

Może za wyjątkiem jednej randki, na której pan dyrektor handlowy jednej z motoryzacyjnych marek zapomniał, że nie rekrutuje mnie do pracy.
Chociaż z drugiej strony, pewne momenty tego spotkania były wyjątkowo wyczerpujące psychicznie. Może nawet bardziej niż praca.
Co lubisz. Czego nie lubisz. Jaki masz cel w życiu. Wymień 3 swoje zalety i 5 wad.
Kurwa! Pierwsza randka! Ostatnia z resztą. Koleś ewidentnie chciał po pierwszym spotkaniu dostać instrukcję obsługi... jak mawiają ludzie prości, acz konkretni: ni chuja!
 
Jeśli randka wynika z fizycznego pociągu, czyli nie jest randką w ciemno, a Tobie zależy żeby ją poznać... faktycznie dobrym pomysłem są miejsca, w których trudno się bzykać. To podobno ułatwia skupienie się na tym, co mówi. Pozwala zbierać kartki do instrukcji obsługi, zanim Twój wzwód wszystko uprości (a może skomplikuje?).
Na Boga! To wcale nie znaczy, że masz z nią bić rekordy przespacerowanych kilometrów! To się nie sprawdza w nieskończoność! Po pewnym czasie dziewczyny zaczynają się zastanawiać czy na randce odpalać endomondo i liczyć spalone kalorie czy może zwyczajnie nie wiesz jak się za nie zabrać.

Szacunek, czułość i troska. Owszem. Jednak co by nie mówiły feministki...potrzebujemy się też poczuć jak obiekt seksualny. Etap ładnych oczu przerobiłyśmy pewnie w podstawówce i teraz... teraz czas na inne komplementy.
 
Randka to nie maraton zdobywania wiedzy. To nie przesłuchanie. Jak mawia mój przyjaciel "na trzeciej randce trzeba wsadzić palce w cipkę" :D Nie wiem czy akurat tak i w tym momencie, ale faktycznie ta fizyczność musi się gdzieś pojawić w miarę szybko... Zanim ona nazwie Cię kumplem i zamknie w Friend Zone. A to strefa, z której wyjść trudniej niż z sekty...

Acz historia zna takie przypadki :)

sobota, 12 marca 2016

Proste włosy - proste życie

Czwarta rano. Wanna. Woda w temperaturze piekła. Alkohol w krwiobiegu.
  
Wiem, że włosy, strój, utrata wagi i makijaż mogą zdziałać cuda.
Przed wyjściem założyłam jedyną kieckę, która była dobra i nie nadaje się do pracy. Waga zaskoczyła wynikiem. Włosy wyprostowane. Makijaż w punkt. Obcasy. Dekolt. Nietatuowane brwi - unikat. Wersja limitowana.
  
Kiedy pierwszy raz fryzjerka wyprostowała mi włosy - moi sąsiedzi nie odpowiadali "dzień dobry". Stres minął, kiedy uświadomiłam sobie, że to świadczy źle tylko o nich.

Kolejnym razem moja szefowa poprosiła, abym zmoczyła włosy i je pokręciła, bo słyszy jak mój głos dubbinguje obcą osobę.

Dzisiaj proste włosy dały nam chłopców machających do nas kwiatami, zaczepiających na ulicy czy na parkiecie.

A w mojej głowie ciągle jedna myśl: wyglądam tak młodo czy bardzIej jak MILF?!

Zawsze mówiłam, że podejmowanie decyzji w pracy chcę rekompensować sobie poza pracą delegowaniem tego prawa i odpowiedzialności... krótko, rzeczowo, po mesku. "Za włosy i do domu".

Nie spodziewałam się jednak, że ktoś wyniesie mnie na rękach z klubu ;) :D zwłaszcza, że ostatni mężczyzna, który mnie nosił na rękach chciał mnie wyrzucić przez okno ;)

Ten weekend to morze komplementów, które jest tak absurdalne i niewywarzone, że prawie dostałam cukrzycy...

Nie obwiniam nikogo. Na kogoś to pewnie działa... :)

Tymczasem zastanawiam się... skąd w mojej głowie pomysł na błogosławieństwo z rysowaniem krzyżyka na czole ledwo pełnoletniego chłopca, na środku parkietu.

Książę, zostaw ciocię. Znajdź coś, co jeszcze dziś rozładuje Twoją erekcję...

wtorek, 16 lutego 2016

Spóźniona walentynka

Zerkam na listę tytułów, które przyciągnęły najwięcej czytających... lubicie frustrację i miłosne uniesienia.
Proza życia.
Nic tak nie cieszy w tym kraju jak krzywda bliźniego (frustracja). Jednak lubimy sielankę i potrzebujemy wierzyć, że taki świat też istnieje. Choćby u innych. To znaczy, że JEST NADZIEJA.
Dlatego poczułam, że walentynkowo jestem Wam coś winna.
  
Wyjście w walentynki do ludzi, ale w miejsca pozbawione czerwonych serduszek, dało mi wiele radości.
Te wszystkie kłócące się pary, obrażone dziewczyny! Nadąsane miny i dłonie, które dziś się nie trzymają. Słodkie.
Tylko dlatego, że kiedy ktoś po amerykańsku (od nich mamy walentynki) krzyknął skacz! A ON nie zapytał jak wysoko? serio?
Rozsądnie za to poddał pod wątpliwość sens okazywania miłości kawałkiem pizzy, różą ze złotą wstążką czy czymś bardziej wyszukanym/kosztownym, tylko dlatego, że ktoś powiedział, że dziś trzeba.
  
Dziś nie uległ psychologii tłumu i dostał karę - kwaśna mina wybranki serca, szlaban na seks albo brak czystych skarpetek przez tydzień.
Jutro koledzy powiedzą - idziemy do klubu ze striptizem, chodź! Zastanowi się dwa razy i...pójdzie za tłumem. On już wie, że tak trzeba. I wiesz co? W tym dniu i w tej sytuacji psychologia tłumu nie będzie czymś super, ani sweet. Nie będzie nawet OK.
Oczywiście można mnie, pseudosingielce, zarzucić zgryźliwość wynikającą z kaca po walentynkowym, pitym w samotności winie. Można :) szczęśliwie walentynki, jakkolwiek niezrozumiałe dla mnie, obchodziłam 3 dni.
Chociaż nie odbieram sobie możliwości celebrowania ich też jutro.
 
Czy na miłość trzeba mieć wyznaczony dzień? Nie sądzę.
 
Można mieć dzień na słodkie, na tłuste. Można mieć dzień chłopaka i mężczyzny (i nadal nie wiedzieć, który powinieneś celebrować), można mieć dzień kobiet albo dzień wolnego.
 
Nie wydaje mi się żeby ludzie byli tak bezduszni czy zapracowani, żeby okazywanie uczuć trzeba było wpisywać im w kalendarz.
  
A może zwyczajnie gówno wiem o życiu?

czwartek, 11 lutego 2016

Kobiety rozmawiają o seksie

Babska dyskusja:
X: mówiła mi, że on pytał czy mogą uprawiać seks, czy może ją...
Y i Z: nieeee?!
X: tak, czaicie? Albo pytał o pozycję.
Z z zamyśleniem: nic fajnego, znam sytuację.
X i Y: jak to?! Kto?!
Padają 3 na pozór zupełnie bez związku ze sobą słowa. Niczym słowa klucze czy hasztagi opisują gościa.
Obie: ON?! To on nie był super?
Z: nad ranem zrobił się gadatliwy. Pytał o kolejną pozycję, o to jak lubię. A w mojej głowie było: zamknij się i róbmy swoje!
 
Inna dyskusja.
A: dobry był w łóżku, ale...za bardzo mnie szanował...
B: jak to? Można kogoś za bardzo szanować?!
A: tak :( żadnego złapania za włosy, klapsów. Jak poprosiłam o klapsa to ledwo je czułam!
 
Otóż panie, zgodnie z oczekiwaniami, mają łączyć role matki, żony i kochanki w jednej osobie. Dama na zewnątrz i dziwka w łóżku.
Najwidoczniej od panów oczekuje się bycia zaradnym gentleman'em w codziennym życiu i odważnie pomysłowym bogiem seksu "w sypialni".

A Wy jak uważacie? Kiedy ostatnio zrobiliście coś nowego?

środa, 10 lutego 2016

A ponarzekam sobie...

Obudziłam się o 3 w nocy. W poprzek łóżka. Pierdylion myśli na minutę. Każde miejsce łóżka parzyło mnie jak pieprzona lawa. Zasnęłam.
 
Nie lubię zaczynać dnia o tej porze. Zdecydowanie bardziej wolę go kończyć o 4-5 rano.
  
To czy i jak ułożyły mi się rano włosy było mi bardzo, ale to BARDZO wszystko jedno.
 
Za oknem lało. Lało jak diabli.
  
Później fala mniejszych i większych rozczarowań, testów cierpliwości i wkurwień.
 
Wdech, wydech. Muzyka w uszach.
 
Bilety do teatru wyprzedane. Szlag!
  
Jakiś nerwowy człowiek chce sprawdzić moją asertywność. Dawaj stary, dawaj!
 
I kiedy, godzinę później niż miałam w planach, wracam do domu - wcale nie zaskakuje mnie, że kierowca odjeżdża i "nie widzi" mnie. Nawet nie chce mi się kląć.
Nigdy z resztą panowie z samym wąsem nie budzili mojego zaufania. Tak jakoś...
  
Kontrolerzy biletów? Pewnie, że zapomniałam. Tak, akurat dziś.
Dzięki Bogu za aplikację mobilną i refleks.
   
Wysiadam. Śnieg już przesadza z natarczywością. O krok od szpagatu! Uff...
  
Wracam do domu z myślą, że brakuje mi szczochów kota mojego sąsiada na mojej wycieraczce. I wiesz co?
To miłe zaskoczenie zobaczyć, że jednak ich tam nie ma.
  
Najwidoczniej, kiedy podczas przedświątecznej dyskusji, kazałam mu mi się przyjrzeć i zapytałam pp chwili milczenia czy wyglądam na kogoś, kto leje na własną wycieraczkę...zrozumiał przekaz.
  
Dzień się nie skończył. W opcji zostaje jeszcze zagazowanie się w trakcie przygotowania kolacji, przed którą muszę ogolić nogi...jest więc szansa na jakieś omdlenie w wannie.

Wiedzcie jednak, że jak przetrwam ten cholerny dzień...będę jutro jak czołg - przekonana o swojej niezniszczalności...
  
Ogarnę to :)

sobota, 6 lutego 2016

Domyślne męskie ego

Drogie panie,
jak pisałam wcześniej - obwiniam Was i Wasze zachowanie za zepsucie mężczyzn. Dlaczego?
Zakodowałyście w ich BIOSie, że kobiety przekazują jedno, myślą drugie a trzecie robią. Ilość kar za brak domyślenia się, te wszystkie dni bez czystych skarpetek, bez seksu czy z pustą lodówką, wymusiły na nich potrzebę czytania między wierszami.
Do tej nauki nie ma podręcznika. Nie ma reguł. Jest masa wyjątków i niejasności. Biedni panowie.
  
Niestety ewolucja nie zaszła jeszcze tak daleko, żeby panowie mogli realizować to magiczne zadanie na poziomie, który byłby w stanie wyeliminować ciche dni i trzaskanie drzwiami od szafek kiedy oni śpią.
  
Widać natomiast, że panowie PRÓBUJĄ. Nie ma się co cieszyć przedwcześnie! To nie szkoła, nie będzie plusika za chęci!
 
Oczywiście rozrzucone skarpetki, niewyrzucone śmieci i Twoje milczenie nadal pozostają ze sobą bez związku. Tu ewolucja nie dotarła. Ona dotarła tam, gdzie ją mężczyźni dopuścili, bo była wygodna... Gdzie? Do niewerbalnych sygnałów wysyłanych przez inne kobiety.
  
Będę się posługiwać realnymi przykładami - uprzedzam, bo mogą się wydawać absurdalne, mimo że pochodzą od dobrze wykształconych mężczyzn.
  
Męskie domyślanie się to nic innego jak nadinterpretacja.
Powiedziała mi rano cześć. Jest poniedziałek rano, a ona się do mnie uśmiechnęła. Pewnie śniłem się jej. Może nawet to był sen erotyczny...
Cyk. Temat do rozmyślań na pół dnia.
A może ktoś inny dał jej powód do uśmiechu dziś rano..? Tak tylko mówię...
  
Polubiła moje zdjęcie. Chyba na mnie leci.
Otóż niekoniecznie. Mogła to zrobić, bo:
- zdjęcie było ładne,
- było piękne tło ;),
- masz przystojnych kolegów, którzy stali obok,
- jest pasjonatką fotografii i zaciekawiło ją to pod wzgledem artystycznym,
- i wiele innych powodów, których damski umysł może mieć całe miliony!
I jak widzisz w czołówce nie znalazło się ani pragnie Cię (seks przez lajki chyba jeszcze nie istnieje?) ani coś do mnie czuje...
  
Wymuszenie domyślania się na facetach spowodowało, że ich ego karmi się nadinterpretacją niewerbalnych sygnałów.
Stąd uśmiech ściąga na mnie wyznanie miłosne. Pisanie z kimś ściąga gościa z szampanem a lubienie czyichś zdjęć powoduje serię niewygodnych dyskusji.
U mnie CZEŚĆ oznacza CZEŚĆ, nie oznacza NIE i nie ma w tym nic więcej i nic mniej. Jeśli będzie inny przekaz - dowiesz się.
  
Tymczasem drogie panie, nie psujcie. Przynajmniej do czasu aż odwołam swoje słowa i wspólne damsko-męskie śniadania staną się codziennym rytuałem w moim mieszkaniu. Do tego też czasu, panów zachęcam raczej do dyskusji niż do własnych chybionych projekcji.
  
Serio, nie zgadniecie, co może siedzieć w damskiej głowie. Damska torebka i jej zawartość...przy tym to PIKUŚ!

piątek, 5 lutego 2016

Samotność w związku

Lecę dzisiaj z prawdziwą historią. O Tomku.
Tak, wyraził zgodę, aby się tu pojawić.

Otóż Tomek znał Kasię (Kasia i Tomek, tak serialowo ;) ) głównie ze zdjęć swoich znajomych, na których często się pojawiała. Osobiście nie poznał jej nigdy. Wiedział o niej tyle, ile powiedzieli mu znajomi - wspominając o niej mniej lub bardziej przypadkowo. Nie pytał o więcej.

Kasia w samotności (hej, też znam jej znajomych) przeglądała jego profil i klikała, okazujac w ten sposób zainteresowanie. W duchu liczyła, że to da mu jakiś impuls do samczego działania i robienia tzw. "dalszych kroków".
 
Lajk za lajkiem, komentarze, ale oboje nadal osobno pili kawę.

Kasia znalazła kogoś. Skracając historię: był wystarczająco przystojny by z dumą tagować go na kolejnych zdjęciach. Był też wystarczająco nieprzyzwoicie młody by czuła się przy nim niepewnie.
 
Kiedy zabrała go na wesele dobrej koleżanki (już nie przyjaciółki, bo żywe dildo je poróżniło) dumnie prezentowała go na zdjęciach. Słusznie - obrazek był prawdziwie miły dla oka.

W tym samym czasie Tomek umierał na katar (po męsku z resztą) i wściekał się o zrujnowane towarzyskie plany.

Właśnie wtedy od snu oderwało go powiadomienie o zaproszeniu do grona znajomych. Jej znajomych. Jej zaproszenie.

Rozmawiamy na drugi dzień. Jego teoria: laska była pijana i niechcący wysłała zaproszenie przeglądając mój profil. Albo nie! Celowo, bo jej przystojniak obtańcowywał inne panny. Miał być zazdrosny.
Dorzucam od siebie: może kontakt z Tobą, nawet wirtualny, podbijaja jej ego? Ego, o które on nie dba. Może czuje się samotna w tym związku?
On: w takim razie jest z nim, żeby kogoś mieć. Boi się samotności. Jak bardzo nieznośna lub niesamodzielna jest ta dziewczyna, skoro MUSI kogoś mieć przy sobie? Nawet jeśli ten ktoś to nie TEN ktoś..? Nonsens. Dziewczyny szukają wyjścia awaryjnego! Nie chcę nim być.

Kasia straciła punkty, których i tak nie miała zbyt wiele. Tomek ze swoim "na dobre rzeczy trzeba czekać" otworzył po kilku dniach zakładkę z oczekującymi zaproszeniami. Nie było jej na tej liście. Odwołała swoje zaproszenie :) pewnie już na trzeźwo...

Pewnie każdy z Was zna i takiego Tomka i taką Kasię. W różnych rolach.
  
Patrząc na Kasię, można zaryzykować stwierdzenie, że marnuje swój czas u boku przystojniaka. Powinna zatrzymać się i nauczyć się być szczęśliwa sama ze sobą. Tylko wtedy można prawdziwie uszczęśliwić drugą osobę i mieć siłę by wspierać ją, gdy jest gorzej.
Mam nadzieję, że zrozumie to, zanim z jej jajników wyskoczy ostatnie jajeczko.
 
Tomek - chyba mógłby obniżyć też swoje ego, wymagania i czasem coś ułatwić zamiast utrudniać. Wiesz o tym :)
I przestań grać w grę, której efekty Cię nie bawią.

A może Wy macie dla nich rady? Mieliście takie historie?

niedziela, 31 stycznia 2016

Kobieca logika

Dziś zobaczyłam bardzo prawdziwego mema. Mówił on, że faceci nawiązują relacje między sobą, przez obrażanie siebie nawzajem - mimo że nie mają tego wcale na myśli. Kobiety natomiast nawiązują relacje poprzez prawienie sobie komplementów, ktorych również wcale nie mają na myśli.

Cholera, faktycznie tak często jest. My kobiety niestety nie gramy drużynowo. Kopiemy siebie nawzajem. Schudła bez diety? Pewnie się nie chce podzielić w obawie przed konkurencją! Albo: Nowa kiecka? Ooohh tak dobrze w niej wygladasz, kobieco! I chwilę później do innej koleżanki: widziałaś? Wygląda jak dziwka, ale powiedziałam, że ładnie. Niech się dalej kompromituje...
  Przykro przyznać, ale słyszałam takie rozmowy.

Pozwólcie, że będę sobie dalej tak generalizować, pomijając wyjątkowość i nie wpisywanie się w ten klucz moich najbliższych kobiet i mnie samej ;)

Druga kwestia jest taka, że kobiety lubią dramaty. Podsycanie atmosfery, ubarwianie plotek i nadmierne reagowanie na jego zachowanie. Często działa to zerojedynkowo (jakkolwiek się to pisze? Bo dziś nie zamierzam sprawdzać) - wydaje jej się (co w jej mniemaniu oznacza, że WIE) i przyjmuje to za pewnik. Dalej dochodzą projekcje, emocjonalne rady przyjaciółek i hormonalna antylogika. Ot przepis na dramat!
Wstydźcie się drogie panie! Okrywajcie się rumieńcem ilekroć nie popełniacie wysiłku postawienia się z drugiej strony.

Czytanie między wierszami, czyli MOGŁEŚ SIĘ DOMYŚLIĆ.
Wiem, że staję przeciwko jajnikom, ale za to akurat wysłałabym na szafot! Jesteś dorosła, tak? Potrafisz składać zdania, tak? Zakładam, że w większości przypadków mówicie w tym samym języku... Z jakiego więc powodu nie możesz wyrazić siebie i powiedzieć wprost o co Ci chodzi?!?!
Co do cholery przemawia za tym, że oczekujesz, że on, niczym włamywacz, weźmie łom i wyważy wejście do Twojego mózgu? Gdzie tu logika przemawiająca za takim działaniem?
Przekonaj mnie, daj mi 16 powodów!

Ileż wojen na świecie, ileż łez wylanych...bo ON się nie domyślił... Nie moja droga! Ryczysz, boś durna i nie powiedziałaś wprost!

Drogie panie, pomyślcie nad tym. Dam Wam dziś spokój, zanim napiszę jak winię Was za zepsucie mężczyzn...

sobota, 30 stycznia 2016

Zmysłowe uwodzenie

Mężczyźni uwodzą przez uszy. Kobiety uwodzą przez oczy.
Mniej więcej taki morał płynął z kilku rozdziałów przeczytanej ostatnio przeze mnie książki.

Trudno się nie zgodzić. Faceci to wzrokowcy - żadna nowość. Kobieta, która chce być skuteczna, dba o obrazek, który dociera przez oczy do mózgu wabionego faceta.

Kobiety lubią słowa. Ba! Wypowiadają ich miliony! I bezczelnie oczekują, że faceci będą tego słuchać! Wróć! Słuchać i zapamiętywać!

Kobiety nie przerywają fcacetom głównie wtedy, kiedy mówią oni to, co one chcą usłyszeć. I nie, nie jest to definicja spalonego...z całą pewnością!

Uwodzenie kobiety to pochlebstwa i mówienie o doświadczeniach... o tym jak pięknie wyglada rano (wierutne kłamstwo nr 1!) i o tym jak dobrze on się przy niej czuje, jak nigdy dotąd przy żadnej innej...

Powszechnie mówi się, że faceci nie mówią o uczuciach. Oni lubią akcję. Przechodzą do czynu. Okazują uczucia.

I w sumie ja to rozumiem. Nie wiem czy wynika to z tego, że przed porodem moi rodzice byli przygotowani na Maćka, Łukasza albo Kacpra czy dlatego, że mój mózg zwyczajnie jest zaprogramowany do działania.

Drogie panie, otóż mówienie o uczuciach ma tyle samo sensu, co opowiadanie ze szczegółami o ostatnim orgazmie, kiedy stoi przed Wami dziewica. I tak nie pojmie, do póki nie poczuje...

Do ubiegłego tygodnia brak umiejętności mówienia o uczuciach uznawałam za moją wadę. Ciążyła mi.
Dzisiaj wiem, że mam skazę i mówię o niej, z resztą jak dotychczas, otwarcie. Różnica polega na tym, że wiem, że jej nie potrzebuję. Jak usłyszałam (kolejny raz dając się uwieść) - nie ma potrzeby dyskusji o uczuciach, kiedy je okazujesz.
Odkrywanie nowych smaków przy śniadaniu, do którego nie przyłożyłam ręki, było podwójnie smaczne :-)

Uczucia trzeba umieć zobaczyć. Trzeba je czytać z codziennych gestów. Tylko wtedy objęcie w talii, spowodowane budzikiem uruchomionym o 6.20 i przestawionym w tryb drzemki, wywołuje uśmiech...
 
To jak mówić o seksie i seks uprawiać. Znowu pozdrawiam czytelniczki 50 Twarzy Grey'a. Nie czytałam. Powiedzmy, że pominęłam wykład dla zachowania energii do zaliczenia ćwiczeń ;)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Łzawy optymizm

Płakałam. Pierwszy raz w tym roku.
Zasadniczo dzieje się to jakieś pięć do siedmiu razy w roku... Pocieszam się faktem, że będę mieć może szybciej za sobą...

Obudziłam się z kurwaaa! na ustach. Nie wiem, czy wstałam lewą nogą. Prawdopodobnie tak. Wiem, że było z pewnością za późno. O godzinę.
Później było już tylko dziwnie.

Dziwny też nastrój złapał mnie w wieczornej drodze do domu. Łzy. Nie umiem tego robić. Znam laski, które płaczą na zawołanie. Dużo w życiu dzięki temu osiągnęły. Nieważne.

Przypomniałam sobie jak bardzo tego nie lubię. Złości mnie to. Jest szalenie bezproduktywne. To znaczy niby produkujesz łzy, ale studni w Afryce tym nie napełnisz. Nawet nie podlejesz storczyka.
Bezsensowne to Wasze płakanie, ziemianie! Jedyne co to zmienia, to kolor twarzy na czerwony, makijaż na "byle mnie nikt nie widział" i ból głowy z zera na mocną trójkę w pięciostopniowej skali.

Oddycham miarowo i łapię się na tym, że mój mózg nie wysyła nakazu uruchomienia łzowego taśmociągu tylko szuka zaciekle rozwiązań.

Nic to. Kontemplowanie dywanu i ściany wzorem depresyjnych bohaterek kinematografii też raczej nie ma mocy sprawczej...

Mój optymizm jest na takim poziomie, że zbija piątkę z górnikami pod ziemią. Pozytywy? Makijaż nie rozmazał się tak bardzo jak myślałam. Bielizna pasuje mi kolorystycznie do szlafroka. To mnie  nawet trochę uśmiecha.

Tymczasem projekt życie toczy się dalej...
Gorąca kąpiel jest zawsze spoko. Czas oczyścić ciało i czakry.

Nie wypłakałam puenty. Przykro mi, wcale.

Bądźcie dzielni :)

wtorek, 5 stycznia 2016

Nowy rok, nowe miłości...

Jak mało kiedy... WRÓĆ! Jak NIGDY dotąd podsumowałam ubiegły rok i (jak na mnie) dość gruntownie przemyślałam ten rok.

Nowy rok - nowa ja. Gówno prawda najczęściej. Jednak chciałam zmienić coś więcej niż kolor lakieru do paznokcii kalendarz.

Oczywiście moi znajomi na facebook'u byli nieocenionym źródłem inspiracji. Część z nich schudnie lub zostanie "dzikiem na siłowni". Martwią mnie Ci, którzy nie wypiją alkoholu w 2016...mniej jednak niż Ci, którzy "poślubią przystojnego Araba" czy (tych nie zaproszę do domu i dziękuję fejsowi, że mnie uprzedził) Ci, którzy "zesrają się na dywan". Gorąco liczę, że Ci mniej wylewni są bardziej ambitni...

Ubiegły rok zaczął się wylewnie, bo od wyznania miłości.

Zaczął się też od oświadczyn. Piszę dla Was nadal jako "stara panna" :D spokojnie. O swojej noworocznej euforii rok temu pisałam tu.

"Mój terapeuta" mówi, że mam niesamowity dar przyciągania do siebie stalkerów.
Prawdziwego prześladowcę miałam jednego. Przeplatał wyznania miłosne groźbami karalnymi i historiami o odbieraniu sobie życia. Żyje. Przytył nawet.
Przeanalizowałam swoje zachowanie. Coś musi w tym być. Za dużo argumentów, które mają imię. 
Człowiek, który zawsze ma rację nie może się teraz mylić.

Lecimy z tym nowym rokiem. Dzyń! Wiadomość. Jeb...koleś, który wspomina buziaka sprzed zakończenia procesu formowania się mojej miednicy... Jak dawno temu to było (w domyśle: bo nie pamiętam sytuacji)? "10 lat i 4 miesiące". Wyobraźcie sobie jak musi pamiętać pierwszy seks... :| nie ze mną :)

Dzyń! Happy New Year! Propozycja odwiedzin. Z opcji wypicia wspólnej kawy dochodzi do wyznania miłości...i oświadczyn!

Kurwaaaaa! 2016 zaczyna się niewiele inaczej niż 2015... :|

Wspinam się więc na szczyty delikatności, empatii i chuj wie czego jeszcze, żeby delikatnie zasugerować, że...dzieci z tego nie będzie! No i, że  pomysł wspólnego życia jest tak realny, jak to, że Kim Kardashian zostanie twarzą PiS.
Luz, nie użyłam tego przykładu. Nawet przekleństw nie.

W mojej opinii było wybornie, "aktywno-pasywnie" i bez dawania złudnych nadziei.
Aczkolwiek moja niegdyś cenzorka, obawiam się, dodałaby "JAK NA CIEBIE... to delikatnie".
I pewnie miałaby rację, bo jeszcze 3 dni po tym chodzi mi to po głowie... Moje delikatne podejście pewnie wyglądało mniej więcej jak na tym obrazku...

Próżno szukać pomocy. Bo i gdzie?! Jakby jednak ktoś chciał mi palcem wskazać, co robię źle...BARDZO CHĘTNIE! Anonimowo, listownie, kulką z procy czy dla odważnych PROSTO W TWARZ. Serio. Całkiem serio.

A może sami mieliście takie nietrafione lokaty uczuciowe...?

Dajcie znać, zanim karma mnie dopadnie.