piątek, 27 listopada 2015

Single w Social Media

Technologiczna rewolucja niesie za sobą masę udogodnień. Owszem. Dzięki niej można mieć stały kontakt z koleżanką, która wyjechała za granicę, z ciocią z Ameryki (i obserwować jak się starzeje i zapomina pokskich słów). Można uczyć się języków, oglądać porno, kraść muzykę i filmy, czytać książki czy kupować coś w sklepie u prawdziwego Chińczyka. Kolejność losowa, serio.

Nowe technologie to szereg udogodnień dla singli. Czy też zagrożeń czyhających na wierność tych, którzy żyją w związku.

Tindera nie opiszę, bo nie mam. Widziałam u taksówkarza - oznaczał płomykiem czterdziestoletnią Beatę... nie do końca rozumiem...  Jednak po tym jak opowiedział mi o psie i zobaczyłam galerię około czterdziestu selfie (różniły się tylko t-shirtem)...życzę mu, żeby ta lub inna Beata sprawiła, że jego konar zapłonie...

Instagram. Wszyscy piękni, z pasją i kolorowym życiem. Od gołych tyłkow przez umięśnionych gejów aż do potraw, akcji społecznych i memów.
Instagram crush - zwrot oblatany w wielu memach. Podobno każdy ma taką swoją platoniczną, instagramową a la miłość. Podobno wszystko jest fajne i zabawne...do póki ktoś nie kupi biletu na samolot ;)
Loguję się. Chyba się popsuł. 69 serduszek (polubień)... i co? Albański kolega odnalazł mój profil... Z prawej strony słyszę 69 to przypadek czy coś chciał Ci powiedzieć? Nie chcę wiedzieć.

Instagram, to wiadomości rozpoczynane od zdjęcia. Nigdy nie wiem czy je otwierać. Od lesbijek przez podróżnika, tureckiego pasjonata Polski (swoją drogą dużo wiedział) przez depresyjnych singli, komplementujących nastolatków (nie wiedziałam czy wyglądam młodo czy wziął mnie za m.i.l.f.) aż po mojego instagramowego lovera. To wszystko znalazłam w mojej skrzynce.
Ten ostatni mnie całkiem ucieszył. Kilka zdjęć, kilka wiadomości. Ostre, dobre poczucie humoru. Aparycja, która uratowałaby Titanica przed rozpieprzeniem się o lodowiec. Ta aparycja pewnie topi lód, albo przysparza lody jej posiadaczowi. W każdym razie... kolega zza wielkiej wody.

Załóż SnapChata.
Po niecałych (już nie pamiętam) 12 lub 24 godzinach, po serii wiadomości i smacznych zdjęć... dostaję zdjęcie fiuta. Przynajmniej we zwodzie... na drugi dzień przeprosiny. Snapchat jak się okazuje...jest chyba stworzony do wysyłania w świat swojej nagości... potwierdza to dwóch kolejnych. Panowie są prości - rano...zdjęcie porannej erekcji... tak na mnie działasz, nawet będąc tak daleko... :| tysiace czy setki kilometrów... zawsze to samo. I alkoholowe wyznania miłości, tęsknoty czy chęci przytulania. Pierdolenie. Odinstalowane.

To nie jest tak, że się przechwalam. Opisuję te kolorowe doświadczenia, bo nie każdy musi mieć wszędzie konto ;)

Facebook. Niby niewinny. Jednak i tu można potknąć się o stalkera. Na ki chuj są te zaczepki?! Ok, znam zaczepię - może porucham, ale przewlekłe zaczepianie bez niczego dalej staje się nudne. Nigdy nie wiem czy panom brakuje ikry, czy to im wystarcza...serio chłopaki, ale zastanawiam się czasem gdzie mieszkacie... chcialabym wysłać Wam moje sukienki, bo zdaje się, że chyba to ja powinnam nosić spodnie.
Owszem, mogłabym przejąć inicjatywę, ale o tyle o ile lubię damskie kształty, jestem przekonana, że w moim życiu może być miejsce tylko na FACETA, nie na nieśmiałą cipkę. Po co miałabym przejmować inicjatywę, skoro z każdą zaczepką tracę zainteresowanie..?

Tak czy inaczej życie mam aktualnie kompletne, szczęśliwe i względnie poukładane. Oczy szeroko otwarte. A sarkazmem dzielę jak troskliwa matka obiadem. Głodnych-nakarmić. Tyle mogę. Poziomu testosteronu im przecież przez Social Media nie podbiję ;)

poniedziałek, 23 listopada 2015

Mężu mój przyszły...

O damsko-męskich kryteriach doboru pisałam już wcześniej. Do tamtych idei i pomysłów, które zdają się być nadal aktualne dodaję dziś nową porcję.

"I'm not a piece of meat, stimulate my brain!" - śpiewa Ella Eyre w jednym z lubianych przeze mnie kawałków. I zdecydowanie coś w tym jest. Intelekt jest seksowny. Mój mózg potrzebuje stymulacji. Mój mózg zasługuje na intelektualny orgazm.
Pisałam już o tym, że przecinki, kropki i zdania złożone wpływają na moje libido. Tak mam. Co zrobię..?

Słownictwo. Spokojnie, nie potrzebuję poety. Jeśli nie jesteś poliglotą, oczytanym bystrzakiem - znaj swój limit. Nie okłamuj się. Nie ma nic gorszego niż człowiek, który używa mądrze brzmiących słów, nie znając ich znaczenia. To zabija libido. I zainteresowanie - też zabija.
Byłam już z gościem, który użył mądrego, wielosylabowego słowa, chcąc zaimponować rodzinie, znajomym. Efekt? Śmiali się, że kazałam mu czytać słownik. Codziennie jedna strona. Kiedy na kolejnej imprezie błysnął nowym słowem z końca alfabetu...żartowali, że przeskoczył pół alfabetu i jak zwykle poszedł na łatwiznę...
Są goście, którzy używają takich słów. Nie znając ich znaczenia, łączą je w takie zestawienia, że tylko znawcy poezji mogą rozszyfrować co mieli na myśli. Patrzysz na krótkie, pozbawione sensu zdanie i czujesz pot na czole. Zupełnie jak na lekcjach polskiego, kiedy kazano Ci interpretować wiersz.
"Wypłynąłem na suchego przestwór oceanu". Tak marynarzyku, wypływasz właśnie na suchy ocean, bo zakładam, że żadna dziewczyna po takich tekstach nie stanie się nawet wilgotna!

wtorek, 10 listopada 2015

Jak Kleopatra

Wiem, że działam na mężczyzn. Oddziałuje nie tylko poprzez zabieranie tlenu we wspólnie zajmowanym pomieszczeniu. I owszem, czasem atmosfera staje się gorąca. Wczoraj jednak, to była przesada...

Otóż rodzimy się nadzy i tak też postanowiłam świętować swoje urodziny. Bez dylematu w co mam się ubrać? Termy.
Byłam nie raz. Wielbię szalenie. Sprawdzam listę specjalnych pokazów. Decyzja. Akcja. Jestem.

Pierwszy seans. Coś z kawą w nazwie. Świątynia Cezara. Siadam wygodnie, by za chwilę dowiedzieć się, że będę tu sama. Prywatne show, odzianego w sam recznik zawiązany w pasie, młodego mężczyzny. Myślę, że sytuacja była dziwna dla nas obojga. Z uprzejmości zamykam oczy. Tym razem nie chcę patrzeć na wszystkie partie mięśni napinające się podczas wachlowania. Mięśni, które w przytłumionym, ciepłym świetle wyglądają dużo ciekawiej, a strużki potu dodatkowo je podkreślają... Relaksacyjna muzyka wypełnia pomieszczenie, mieszając się z zapachem latte. Atmosfera jest gorąca. Dokładnie 95°C.
Teraz już wiem, że Kleopatra miała całkiem przyjemne życie ;)

Myślę sobie, że to krępujący nieco, acz miły prezent ;)

Później jeszcze kilka seansów. Oszukujemy mózg. Znowu 95°C. Na rozgrzanych kamieniach lądują miętowe kryształki. Mięta w powietrzu. W tej temperaturze woda zaczyna się już prawie gotować, jednak mięta sprawia, że mam gęsią skórkę, jest zimno. Wachlarz. Reczniki wirujące w powietrzu. Muzyka. Przelatujące pszczoły, koniki polne ukryte w trawie. Przyjemnie.

4h pozbywania się toksyn z organizmu i niepotrzebnych myśli... Rodzę się chyba na nowo ;)

Na koniec dnia, aby sprowadzić moje kleopatrowe ego na ziemię - robię zakupy. W myśl jesteś tym, co jesz - kupuję pasztet. Na pocieszenie jednak...wybieram ten z dopiskiem szlachecki. ;)

wtorek, 3 listopada 2015

Bootylicious czyli goń się Beyonce

Pewien mądry i jakże spostrzegawczy mężczyzna powiedział mi kiedyś, że utrata wagi wymaga kasy. A i owszem! Kasy na zdrowe/fit/gluten free/sugar free papu. Kasy na uciekanie przed kilogramami - choćby na bieżni. I wreszcie - kasy na wymianę zawartości szafy. Wszak sama nie dostosuje się do zmieniającej się rzeczywistości... a szkoda!

Świadoma praw i obowiązków... niechcący zgubiłam kilka kilo. To akurat spotkało się z dużym zainteresowaniem matek polek i zaniedbanych żon w pracy. Ich komplementy uznałam za plus pracy w babińcu. Ich pytania o sposób były kłopotliwe. Wiem, że chcą usłyszeć DIETA CUD - dam Ci moją, albo POŁKNĘŁAM JAJA TASIEMCA czy inne waciki...wiem to.
Dzisiaj mam już dla nich odpowiedź, myślę, że idealną. A przynajmniej taką, która nie zaszkodzi :) Jaką? Musisz często uprawiać seks i być na górze :)
Jakieś plusy z tego będą ;) Jak nie utrata wagi to przyrost naturalny ;)

Wracajac do straconych kilogramów... Otwieram szafę. Mierzę jeansy, spodnie. Miejsce na bidon w pasie. Miejsce na 3 big mack'i. Kolejne. Ooo mogę zdjąć bez odpinania... taka sztuczka!
Po czwartej czy piątej parze stanęłam w obliczu wyzwania - ZAKUPY.

Czemu wyzwania? Wszak powszechnie wiadomo, że jak wiesz czego chcesz, czego szukasz, to tego nie kupisz, nie znajdziesz. W pełni optymizmu zaliczyłam mój ulubiony sklep. Wyprzedażowy haczyk ukrył towar dobrej jakości i wystawił na światło dzienne całe to tandetne gówno skrywane dotąd w najciemniejszym kącie magazynu. Kurwa mać. Kolejny sklep i kolejny. Może to nie mój dzień... Wiecie - pełnia księżyca, nieoczyszczone czakry, poniedziałek...

Ponawiam wyzwanie. Niezłomnie. W pełni wiary w powodzenie, ale bez zbędnego entuzjazmu...mierzę kolejną parę, kolejną i... kolejną. Od rozmiaru 36 do 40 i z powrotem. Jeśli w jednych mam klaustrofobię, to w drugich mam miejsce na upchnięcie grubego swetra za pasem.. przytyć do większego rozmiaru czy schudnąć do mniejszego? Idę do MC Donalda.

Kalorie żywią mój umysł. Teraz wiem, że Beyonce mogła tak radośnie śpiewać Bootylicious, bo ktoś pewnie szył spodnie na miarę jej tyłka. A może nawet w USA mają specjalne sklepy dla nie-wszędzie-szczupłych kobiet?! Goń się Beyonce! Dziś Cię nie lubię!

Podejmuję wyzwanie od nowa. 8 przymierzonych par za mną... Fuck! Za cel honorowy stawiam sobie wizytę w każdym sklepie - jednocześnie cieszę się, że wybrałam małe centrum handlowe. Sprawa urasta do rangi walki o godność! Walczę o prawo mojego tyłka do doborze skrojonych jeansów! A może teraz już walczę bardziej ze sobą..?

Wracam do domu z refleksją. Uroda, figura - zwał jak zwał - mogą Ci przynieść uwagę, zainteresowanie, komplementy a nawet darmowe drinki - ale mogą też okazać się przekleństwem i postawić Cię na linii walki.

Ćwiczenia dzisiaj zrobione. Przymierzyłam... uwaga... 17 par spodni! Tylko dziś. Siedemnaście! Wracam do domu z nowymi skarpetkami i parą stringów... na tarczy.

I niech mi nikt nie mówi, że nie jestem cierpliwa czy konsekwentna!

P.S. post o dupie Maryny ;)

P.S.2 skąd te instagramowe suchetnice z okrągłymi tyłkami biorą spodnie?!

Dziękuję.