wtorek, 16 lutego 2016

Spóźniona walentynka

Zerkam na listę tytułów, które przyciągnęły najwięcej czytających... lubicie frustrację i miłosne uniesienia.
Proza życia.
Nic tak nie cieszy w tym kraju jak krzywda bliźniego (frustracja). Jednak lubimy sielankę i potrzebujemy wierzyć, że taki świat też istnieje. Choćby u innych. To znaczy, że JEST NADZIEJA.
Dlatego poczułam, że walentynkowo jestem Wam coś winna.
  
Wyjście w walentynki do ludzi, ale w miejsca pozbawione czerwonych serduszek, dało mi wiele radości.
Te wszystkie kłócące się pary, obrażone dziewczyny! Nadąsane miny i dłonie, które dziś się nie trzymają. Słodkie.
Tylko dlatego, że kiedy ktoś po amerykańsku (od nich mamy walentynki) krzyknął skacz! A ON nie zapytał jak wysoko? serio?
Rozsądnie za to poddał pod wątpliwość sens okazywania miłości kawałkiem pizzy, różą ze złotą wstążką czy czymś bardziej wyszukanym/kosztownym, tylko dlatego, że ktoś powiedział, że dziś trzeba.
  
Dziś nie uległ psychologii tłumu i dostał karę - kwaśna mina wybranki serca, szlaban na seks albo brak czystych skarpetek przez tydzień.
Jutro koledzy powiedzą - idziemy do klubu ze striptizem, chodź! Zastanowi się dwa razy i...pójdzie za tłumem. On już wie, że tak trzeba. I wiesz co? W tym dniu i w tej sytuacji psychologia tłumu nie będzie czymś super, ani sweet. Nie będzie nawet OK.
Oczywiście można mnie, pseudosingielce, zarzucić zgryźliwość wynikającą z kaca po walentynkowym, pitym w samotności winie. Można :) szczęśliwie walentynki, jakkolwiek niezrozumiałe dla mnie, obchodziłam 3 dni.
Chociaż nie odbieram sobie możliwości celebrowania ich też jutro.
 
Czy na miłość trzeba mieć wyznaczony dzień? Nie sądzę.
 
Można mieć dzień na słodkie, na tłuste. Można mieć dzień chłopaka i mężczyzny (i nadal nie wiedzieć, który powinieneś celebrować), można mieć dzień kobiet albo dzień wolnego.
 
Nie wydaje mi się żeby ludzie byli tak bezduszni czy zapracowani, żeby okazywanie uczuć trzeba było wpisywać im w kalendarz.
  
A może zwyczajnie gówno wiem o życiu?

czwartek, 11 lutego 2016

Kobiety rozmawiają o seksie

Babska dyskusja:
X: mówiła mi, że on pytał czy mogą uprawiać seks, czy może ją...
Y i Z: nieeee?!
X: tak, czaicie? Albo pytał o pozycję.
Z z zamyśleniem: nic fajnego, znam sytuację.
X i Y: jak to?! Kto?!
Padają 3 na pozór zupełnie bez związku ze sobą słowa. Niczym słowa klucze czy hasztagi opisują gościa.
Obie: ON?! To on nie był super?
Z: nad ranem zrobił się gadatliwy. Pytał o kolejną pozycję, o to jak lubię. A w mojej głowie było: zamknij się i róbmy swoje!
 
Inna dyskusja.
A: dobry był w łóżku, ale...za bardzo mnie szanował...
B: jak to? Można kogoś za bardzo szanować?!
A: tak :( żadnego złapania za włosy, klapsów. Jak poprosiłam o klapsa to ledwo je czułam!
 
Otóż panie, zgodnie z oczekiwaniami, mają łączyć role matki, żony i kochanki w jednej osobie. Dama na zewnątrz i dziwka w łóżku.
Najwidoczniej od panów oczekuje się bycia zaradnym gentleman'em w codziennym życiu i odważnie pomysłowym bogiem seksu "w sypialni".

A Wy jak uważacie? Kiedy ostatnio zrobiliście coś nowego?

środa, 10 lutego 2016

A ponarzekam sobie...

Obudziłam się o 3 w nocy. W poprzek łóżka. Pierdylion myśli na minutę. Każde miejsce łóżka parzyło mnie jak pieprzona lawa. Zasnęłam.
 
Nie lubię zaczynać dnia o tej porze. Zdecydowanie bardziej wolę go kończyć o 4-5 rano.
  
To czy i jak ułożyły mi się rano włosy było mi bardzo, ale to BARDZO wszystko jedno.
 
Za oknem lało. Lało jak diabli.
  
Później fala mniejszych i większych rozczarowań, testów cierpliwości i wkurwień.
 
Wdech, wydech. Muzyka w uszach.
 
Bilety do teatru wyprzedane. Szlag!
  
Jakiś nerwowy człowiek chce sprawdzić moją asertywność. Dawaj stary, dawaj!
 
I kiedy, godzinę później niż miałam w planach, wracam do domu - wcale nie zaskakuje mnie, że kierowca odjeżdża i "nie widzi" mnie. Nawet nie chce mi się kląć.
Nigdy z resztą panowie z samym wąsem nie budzili mojego zaufania. Tak jakoś...
  
Kontrolerzy biletów? Pewnie, że zapomniałam. Tak, akurat dziś.
Dzięki Bogu za aplikację mobilną i refleks.
   
Wysiadam. Śnieg już przesadza z natarczywością. O krok od szpagatu! Uff...
  
Wracam do domu z myślą, że brakuje mi szczochów kota mojego sąsiada na mojej wycieraczce. I wiesz co?
To miłe zaskoczenie zobaczyć, że jednak ich tam nie ma.
  
Najwidoczniej, kiedy podczas przedświątecznej dyskusji, kazałam mu mi się przyjrzeć i zapytałam pp chwili milczenia czy wyglądam na kogoś, kto leje na własną wycieraczkę...zrozumiał przekaz.
  
Dzień się nie skończył. W opcji zostaje jeszcze zagazowanie się w trakcie przygotowania kolacji, przed którą muszę ogolić nogi...jest więc szansa na jakieś omdlenie w wannie.

Wiedzcie jednak, że jak przetrwam ten cholerny dzień...będę jutro jak czołg - przekonana o swojej niezniszczalności...
  
Ogarnę to :)

sobota, 6 lutego 2016

Domyślne męskie ego

Drogie panie,
jak pisałam wcześniej - obwiniam Was i Wasze zachowanie za zepsucie mężczyzn. Dlaczego?
Zakodowałyście w ich BIOSie, że kobiety przekazują jedno, myślą drugie a trzecie robią. Ilość kar za brak domyślenia się, te wszystkie dni bez czystych skarpetek, bez seksu czy z pustą lodówką, wymusiły na nich potrzebę czytania między wierszami.
Do tej nauki nie ma podręcznika. Nie ma reguł. Jest masa wyjątków i niejasności. Biedni panowie.
  
Niestety ewolucja nie zaszła jeszcze tak daleko, żeby panowie mogli realizować to magiczne zadanie na poziomie, który byłby w stanie wyeliminować ciche dni i trzaskanie drzwiami od szafek kiedy oni śpią.
  
Widać natomiast, że panowie PRÓBUJĄ. Nie ma się co cieszyć przedwcześnie! To nie szkoła, nie będzie plusika za chęci!
 
Oczywiście rozrzucone skarpetki, niewyrzucone śmieci i Twoje milczenie nadal pozostają ze sobą bez związku. Tu ewolucja nie dotarła. Ona dotarła tam, gdzie ją mężczyźni dopuścili, bo była wygodna... Gdzie? Do niewerbalnych sygnałów wysyłanych przez inne kobiety.
  
Będę się posługiwać realnymi przykładami - uprzedzam, bo mogą się wydawać absurdalne, mimo że pochodzą od dobrze wykształconych mężczyzn.
  
Męskie domyślanie się to nic innego jak nadinterpretacja.
Powiedziała mi rano cześć. Jest poniedziałek rano, a ona się do mnie uśmiechnęła. Pewnie śniłem się jej. Może nawet to był sen erotyczny...
Cyk. Temat do rozmyślań na pół dnia.
A może ktoś inny dał jej powód do uśmiechu dziś rano..? Tak tylko mówię...
  
Polubiła moje zdjęcie. Chyba na mnie leci.
Otóż niekoniecznie. Mogła to zrobić, bo:
- zdjęcie było ładne,
- było piękne tło ;),
- masz przystojnych kolegów, którzy stali obok,
- jest pasjonatką fotografii i zaciekawiło ją to pod wzgledem artystycznym,
- i wiele innych powodów, których damski umysł może mieć całe miliony!
I jak widzisz w czołówce nie znalazło się ani pragnie Cię (seks przez lajki chyba jeszcze nie istnieje?) ani coś do mnie czuje...
  
Wymuszenie domyślania się na facetach spowodowało, że ich ego karmi się nadinterpretacją niewerbalnych sygnałów.
Stąd uśmiech ściąga na mnie wyznanie miłosne. Pisanie z kimś ściąga gościa z szampanem a lubienie czyichś zdjęć powoduje serię niewygodnych dyskusji.
U mnie CZEŚĆ oznacza CZEŚĆ, nie oznacza NIE i nie ma w tym nic więcej i nic mniej. Jeśli będzie inny przekaz - dowiesz się.
  
Tymczasem drogie panie, nie psujcie. Przynajmniej do czasu aż odwołam swoje słowa i wspólne damsko-męskie śniadania staną się codziennym rytuałem w moim mieszkaniu. Do tego też czasu, panów zachęcam raczej do dyskusji niż do własnych chybionych projekcji.
  
Serio, nie zgadniecie, co może siedzieć w damskiej głowie. Damska torebka i jej zawartość...przy tym to PIKUŚ!

piątek, 5 lutego 2016

Samotność w związku

Lecę dzisiaj z prawdziwą historią. O Tomku.
Tak, wyraził zgodę, aby się tu pojawić.

Otóż Tomek znał Kasię (Kasia i Tomek, tak serialowo ;) ) głównie ze zdjęć swoich znajomych, na których często się pojawiała. Osobiście nie poznał jej nigdy. Wiedział o niej tyle, ile powiedzieli mu znajomi - wspominając o niej mniej lub bardziej przypadkowo. Nie pytał o więcej.

Kasia w samotności (hej, też znam jej znajomych) przeglądała jego profil i klikała, okazujac w ten sposób zainteresowanie. W duchu liczyła, że to da mu jakiś impuls do samczego działania i robienia tzw. "dalszych kroków".
 
Lajk za lajkiem, komentarze, ale oboje nadal osobno pili kawę.

Kasia znalazła kogoś. Skracając historię: był wystarczająco przystojny by z dumą tagować go na kolejnych zdjęciach. Był też wystarczająco nieprzyzwoicie młody by czuła się przy nim niepewnie.
 
Kiedy zabrała go na wesele dobrej koleżanki (już nie przyjaciółki, bo żywe dildo je poróżniło) dumnie prezentowała go na zdjęciach. Słusznie - obrazek był prawdziwie miły dla oka.

W tym samym czasie Tomek umierał na katar (po męsku z resztą) i wściekał się o zrujnowane towarzyskie plany.

Właśnie wtedy od snu oderwało go powiadomienie o zaproszeniu do grona znajomych. Jej znajomych. Jej zaproszenie.

Rozmawiamy na drugi dzień. Jego teoria: laska była pijana i niechcący wysłała zaproszenie przeglądając mój profil. Albo nie! Celowo, bo jej przystojniak obtańcowywał inne panny. Miał być zazdrosny.
Dorzucam od siebie: może kontakt z Tobą, nawet wirtualny, podbijaja jej ego? Ego, o które on nie dba. Może czuje się samotna w tym związku?
On: w takim razie jest z nim, żeby kogoś mieć. Boi się samotności. Jak bardzo nieznośna lub niesamodzielna jest ta dziewczyna, skoro MUSI kogoś mieć przy sobie? Nawet jeśli ten ktoś to nie TEN ktoś..? Nonsens. Dziewczyny szukają wyjścia awaryjnego! Nie chcę nim być.

Kasia straciła punkty, których i tak nie miała zbyt wiele. Tomek ze swoim "na dobre rzeczy trzeba czekać" otworzył po kilku dniach zakładkę z oczekującymi zaproszeniami. Nie było jej na tej liście. Odwołała swoje zaproszenie :) pewnie już na trzeźwo...

Pewnie każdy z Was zna i takiego Tomka i taką Kasię. W różnych rolach.
  
Patrząc na Kasię, można zaryzykować stwierdzenie, że marnuje swój czas u boku przystojniaka. Powinna zatrzymać się i nauczyć się być szczęśliwa sama ze sobą. Tylko wtedy można prawdziwie uszczęśliwić drugą osobę i mieć siłę by wspierać ją, gdy jest gorzej.
Mam nadzieję, że zrozumie to, zanim z jej jajników wyskoczy ostatnie jajeczko.
 
Tomek - chyba mógłby obniżyć też swoje ego, wymagania i czasem coś ułatwić zamiast utrudniać. Wiesz o tym :)
I przestań grać w grę, której efekty Cię nie bawią.

A może Wy macie dla nich rady? Mieliście takie historie?