Są takie dni, kiedy wiesz, że jeśli coś może pójść nie tak...tak się stanie. Wtedy wszystko pieprzy się lawinowo.
Właśnie kończę taki dzień.
Dzisiaj na samą myśl o seksie... zastanawiam się, czy nie jestem w ciąży. W dzień taki jak ten...pewnie bym była.
Mózg płata figle, jest zmęczony, przegrzany. Ostatnie dwa tygodnie i ten dzień sprawiły, że działał na granicy wydajności. Wrzuca sam pytanie: a co by było gdyby....? Pssyt! Ciąża.
Wiem co by było. Scenariusze są dwa.
1. strzał w głowę.
Jednak nie mam broni. Nie wiem skąd ją wziąć. Chyba mało realne.
2. Zwrot akcji. Zmiana miejsca zamieszkania, otoczenia, planu dnia. W końcu zaczęłabym gotować częściej niż raz w tygodniu! Szaleństwo.
Wiem mózgu drogi, że ostatnio i Ty i ja potrzebujemy różnorodności, odmiany, ale... goń się! Serdecznie proszę. Szczerze i z głębi mojego pluszowego serduszka.
Różnorodność. Wszechświat ostatnio nie rozumie tej potrzeby. Jakby dla żartu zsyła na mą drogę facetów według klucza. Wy-klucz-ając kluczem swoim rzeczoną różnorodność.
Jak inaczej tłumaczyć poznanie, niemal pod rząd, 4 gości o tym samym imieniu?! Przyznaję, przy czwartym płakałam już ze śmiechu! Czemu niemal pod rząd? Bo los czterech o jednym iMieniu przeplótł 3 innymi... też na M.
Wiem, wiem... w mojej głowie też jest już uśmiechnięty Rysiu Rynkowski ze swoim "M jak miiiiłooość.... wiele imion ma". Rysiek, wiele, ale wszystkie na M?! Serio?!
Kurczę, może to znak, że czas się już zakochać, dać zapłodnić i wznieść hormony na wyżyny macierzyństwa?
Jeśli prokreator w roli męża czy konkubenta nie będzie miał imienia na M... już wiem, pod jaką literą poszukam imienia dla syna ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz