W ciągu dnia wielokrotnie przekraczamy jakieś drzwi. Wychodząc z domu do pracy. Drzwi sanochodu czy autobusu. Drzwi w pracy. Przejście przez drzwi ma wymiar metaforyczny. Wychodzimy z autobusu, drzwi zamykają się same. Zakończyliśmy etap podróży. Nie robi nam to zupełnie nic. Nie myślimy o tym. Na ogół.
Wczoraj miałam nadzieję zamknąć drzwi "starego" życia. Wejścia w dorosłe, samodzielne życie. Nieudanego zwiazku. Remontu, który był częścią związku, a z którym zostałam po zamknięciu drzwi za Panem Niewłaściwym. MIAŁAM NADZIEJĘ.
3h kucia żelbetowej konstrukcji mojego bloku. Nie, nie jest to moj ulubiony gatunek muzyczny. Kłótnia z sąsiadką, której dorosły syn... uczyć się nie mógł do ważnego egzaminu, ktory czekał go w kolejnym dniu. Pijany sąsiad z hasłem "pierdol pan, chodź na kielicha!". I powtarzane niewyraźnie "o kurwa". Powtarzane tym częściej, im bliżej była godzina 20.00. Kiedy kurz opadl wzielam sie za jego ścieranie. Był wszędzie.
Każde "kurwa, ja pierdole" potęgowało we mnie niepokój. Słusznie. Lawina przekleństw doprowadziła aż do "no kurwa nie da się, te drzwi się nie zamkną".
Po uprzątnięciu gruzu.
Noc idzie. Spać trzeba. Wiem już, ze jutro do pracy nie pójdę. Szefowa tez już wie. Biorę więc zieloną wstążkę (wszak zielony to kolor nadziei) i przewiązuje ją przez otwór na klamkę i zaczepiam wstążkę o klamkę od drzwi do łazienki. Metafora zamka Gerdy. Ułuda bezpieczeństwa.
Rozważam jeszcze pożyczenie od kogoś psa na noc lub casting na bezsennego księcia.
Chrzanić to. Dam radę.
Jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz