wtorek, 20 października 2015

Co było w mojej kawie?

Jest 20.30. Wtorek.

Ogarnęłam social media. Ogarnęłam mieszkanie. W zasadzie sobotnie porządki są już za mną. Na pralce stoi szklanka wody mineralnej na rano. Nie, nie prognozuje kaca. Nie ma po czym. W kuchni w kubku torebka herbaty czeka na poranny wrzątek. Eliminacja zbędnych o poranku czynności.
Pośpiewane. Potańczone. Za zimno na bieganie. A energii mam tyle, co elektrownia atomowa! A skupiona jestem tylko pod względem fizycznym. W sensie jeszcze się nie rozpłynęłam...
 
To już drugi dzień. Serio zaczynam się zastanawiać czy ktoś mi czegoś do jedzenia nie sypie...?!
W pracy. Przecież nie w domu. Tu nie ma kto.

Ale w pracy? W czasie napięcia przedmiesiączkowego mogłabym się raczej spodziewać diazepamu, melisy, nawet środków na przeczyszczenie... jednak to ma inne działanie, raczej ;)

Dopalacze? Sklepy pozamykane. Dostęp chyba trudny. A i dawka jakaś przyzwoita.  Ktoś by się musiał na tym znać. W końcu ciągle żyję. Albo amator...bo cel był inny...

Hmm narkotyki? Działanie bliższe temu, co się ze mną dzieje... koks, kryształki czy amfetamina? Hmm czy to może mieć sens? Niby się lubimy, ale nie sądzę, żeby ktoś aż tak chciał we mnie inwestować ;)

Popadam w paranoję. Za dużo ostatnio Korwina i Macierewicza...
Dodałbym puentę, ale aktualnie moje myśli są już w Warszawie, Wilnie, malują się na urodziny i zjadłabym smalec. W piosence coś o wiśniach. Aaa szarlotka! Miałam przepis znaleźć. To pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz