środa, 29 lipca 2015

Równowaga musi być!

W przyrodzie musi być równowaga.

Znany tekst, prawda? Wrócę do niego później.

Czasem w życiu jest tak, że pewnych rzeczy ma się...jak to mówią- pełny chuj. Przemawia do mnie ta metafora, mimo że nie mam pojecia jak to może się objawiać. Nie wiem też czy z medycznego punktu widzenia jest to możliwe. Moja anatomiczna budowa nie pozwala mi tego sprawdzić. Przynajmniej nie w tym wcieleniu.

Różni ludzie różnie reagują na ten stan. Jest kilka rzeczy, które rzeczonym ludziom pomagają a ja...nie umiem ich robić.

Czasem myślę, że może powinnam zapisać się na kurs uskarżania się na swój los, warsztaty z werbalizowania mniej lub bardziej wyszukanych kompleksów lub korespondencyjny kurs płakania (mój słownik nawet nie podpowiada tego słowa!) do utraty tchu.

Myślę, że ludziom w moim otoczeniu byłoby łatwiej. Może nawet przestaliby przypisywać mi bezduszność, brak serca czy twardość, której nie skruszy nawet Calgon.
Chociaż trudno udowodnić im, że się mylą ;)

To, że nie łamię się publicznie nie znaczy, że nie mam problemów, dylematów, bolączek czy innej życiowej kolki.

Bardzo mi pochlebia chęć uzyskania mojej opinii w ważnej dla kogoś sprawie, mogę pomóc. Jednak przyroda kocha równowagę. Jeśli wrzucasz mi na głowę tylko swoje czarne dni, żale, smutki i kilogramy frustracji... nie wiesz co to równowaga.

Jakoś nie widzę osób chcących podzielić się swoim orgazmem czy przynieść butle gazu rozweselającego. W okularach i bez. No nie widzę! :)

Równowaga jest ważna w każdej dziedzinie życia. A balansowanie pomiędzy smutkiem i szczęściem to właśnie - życie.

P.S.1: Porad udziela się za co łaska*

P.S.2: nie, nie miałam nikogo konkretnego na myśli. Wiecie, że bym Wam powiedziała albo już powiedziałam :*

*nie mniej niż 0,5l / jeden posiłek / masaż czy inne, wspólnie uzgodnione formy wywoływania uśmiechu

wtorek, 28 lipca 2015

I ślubuję Ci...

...miłość (1),
...wierność (2)
...i uczciwość małżeńską (3).

1. Sprawdziłam. Wikipedia ma takie hasło.
Zaciekawiła mnie endokrynologia miłości. Opisuje szereg zmian hormonalnych jaki wywołuje w nas "stan zakochania". Co ciekawe te same reakcje wywołuje strach i stres. W nieco ponad połowie przypadków poziomy hormonów wracają do normy w ciągu 3-8 lat (choć mogą również wcześniej).

Fajnie, że ktoś może mi obiecać, że namiesza mi w hormonach i nie musi do tego być lekarzem. Spoko. Bardzo.
Nie żebym miała coś przeciwko doktorkowi ;)

2. Wracam do googli. Bawię się dobrze. Po wpisaniu WIERNOŚĆ TO... pojawia się "wierność to taka psia choroba". Po wpisaniu CO TO JEST WIERNOŚĆ google kończy sentencję dodając CO TO JEST WIERNOŚĆ i jakie są jej zagrożenia. Najwidoczniej ktoś szukał usprawiedliwienia. Nie raz. I nie jeden KTOŚ.

3. Katolicki tygodnik Niedziela na swojej stronie na ten temat napisał tak wiele, że w połowie tekstu chciałam popełnić samobójstwo...

Tyle o przysięgach, bo słowa w tych czasach są niewiele warte. Dlatego z uporem maniaka powtarzam CZYNY! NIE SŁOWA. 

O tym jak słowa, przysięgi i miłosne wyznania potrafią być mało warte pisałam tutaj.
O tym jak pstryknąć w nos...poniżej.


#Mojawina #mojabardzowielkawina

poniedziałek, 20 lipca 2015

Karm mnie i mów, że jestem piękna

Przez żołądek do serca - tak mówią. Podobno prościej jest nożem, przez klatkę piersiową. Do mnie też trafia ta teza. Chociaż z drugiej strony w życiu nie chodzi o to, aby było łatwo.

Popełniłam teorię, że moje okna są wystarczająco brudne, aby nie używać rolet, chodzić nago i nadal czuć się swobodnie. Maskująca warstwa plam ułożonych w moro mozaikę już tam jest.

W przypływie energii podejmuję po 20.00 trud przywrócenia moim oknom cywilnego stanu. Woda, płyn. Krótkie szorty. Wmawiam sobie, że wyglądam równie dobrze jak Beyonce w Why Don't You Love Me. W tej części, w której ma jeszcze makijaż na miejscu.

Zaczyna mnie nurtować pochodzenie plam na parapecie w sypialni. Ja je płynem, a one śmieją mi się w twarz i nie ustępują.
Po 21.00 jest po wszystkim.

Dwa dni później historia rodzinna rzeczonych plam staje przede mną. Otóż na moim parapecie pojawiła się KROMKA Z MASŁEM. Dokładnie tak! Gdyby to był kebab (bo pizza się nie zmieści przecież) i/lub zimne piwo... uznałabym, że ktoś szuka drogi do mego serca. Romantyczny, parapetowy podryw.

W tej sytuacji jednak moje nadzieje rozpływają się w tempie wprost proporcjonalnym do tempa topnienia masła w 30-stopniowym upale. A dokarmianie przy użyciu parapetu uznaję za zwykły akt wandalizmu.

#nottodaysatan #nottoday

poniedziałek, 13 lipca 2015

Do raju drogą z tłuczonego szkła

Ranek zaczynam od wstania z prawej strony łóżka. Profilaktycznie. Nie jestem przesądna, ale nie ma co kusić losu. Nikt nie chce, żebym w poniedziałek wstała lewą nogą.
Od rana jednak jestem pozbawiona energii. Później dochodzi już tylko frustracja. O co? O wszystko w zasadzie.
Cierpliwości mam tyle, co koleś spacerujący pod amerykańską ambasadą obwieszony trotylem.
Próbowałam już czekolady. Nie działa na mnie.
Przetrwałam pracę. W tramwaju wcale nie przeszkadza mi pan, który myśli, że jest radiem. Pan, który pół świata poinformował o tym, że "ona wystawiła moje rzeczy za drzwi i wymieniła zamki" też nie. Chce spać. Odwołuje plan dnia.
Wchodzę do domu i rozbieram się od progu.
Ten moment. Pachnąca pościel otula moje ciało. W zasadzie jestem w raju. Mogłabym. Mogłabym, gdyby nie skurwiały posiadacz wiertarki! 5minut ciągłego wiercenia! Podejrzewam, że zainspirowany twórczością Albrechta Dürera i jego miedzio i drzeworytami postanowił odpierdzielić swój własny ryt...w betonie!
Czekam na te wycieczki! Legendarne sosnowieckie BETONORYTY! Twarz Katarzyny W. uwieczniona w PRLowskim betonie!
Skończył.
Mogę śnić. Szybko. Zanim przejdzie do poprawek albo złapie nową wenę!
P.S.: zawsze miałam problem z rozumieniem współczesnej sztuki.

wtorek, 7 lipca 2015

Oszukać przeznaczenie

Wśród najbliższych mi osób powstała ostatnio teoria. Dopadł nas zły czas. Trochę jak przyjaciół z Oszukać Przeznaczenie.

Zaczęło się spektakularnie od zniknięcia auta. Towarzysza wielu wycieczek. Świadka wielu muzycznych występów - różnej jakości. I miejsca kilku selfie.
Szkoda. Ale podobno to tylko rzecz... a jeśli rzecz jest ubezpieczona "nawet od tego, że kot Ci nasra na maskę" (wielbię Cię za ten tekst!) to my już nic zrobić nie możemy więc martwić się nie wolno.

Dzień spokoju.

Kolejny poranek. Dziwne dźwięki o poranku nie wróżą udanego dnia. Szczególnie jeśli sąsiedzi uruchomili wodotryski na Twojej ścianie. Szósta rano. Dzień dobry.

Dzień spokoju.

Kiedy gotujesz dla bliskiej, ważnej dla Ciebie osoby wkładasz w to serce. Serce - nie szkło. Bum! Kto by się spodziewał, że żaroodporne naczynie może eksplodować w piekarniku? Smacznego.

Moja kolej.

Zupełnie w skrócie: jedna babcia rak, druga zawał. Wszyscy żyją, będzie dobrze. Ale taka kumulacja newsów to i u mnie wywołuje wzmożone wydzielanie kortyzolu... do tego stopnia, że postanawiam biegać o 22. I w trakcie wpada mi myśl: kurwa, ten dzień jest tak słaby, że tylko jakiegoś zboczeńca brakuje na tej trasie! Rozglądam się nerwowo.
Przyznać muszę, że po takich wieściach człowiek, który podchodzi do mnie z życiowym problemem w postaci "moja dieta nie działa", "mam zły dzień, bo buty nie pasują mi do torebki" przypomina mi, że zawsze chciałam komuś złamać nos. W takiej chwili przestaję słuchać. Widzę jak rozmówcy cieknie krew z nosa. Powoli. Co z tą dietą?

Niezmiennie jednak życzę wszystkim w koło, żeby metka wystająca spod t-shirta była ich jedynym życiowym problemem. I żebym tylko takie problemy pomagała rozwiązywać.

Tak czy inaczej, jak mówi (?!?!) najbliższy memu sercu przyjaciel: często nie mamy wpływu na to, co wpada do naszego życia i na to, czym to życie w nas rzuca. Mamy jednak wpływ na to, jak reagujemy na te zdarzenia i co z nimi dalej robimy.

Czyny, nie słowa! Trzeba działać! :)
Jeszcze zaspana, ale pełna dobrej energii życzę miłego dnia! :)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Być kobietą

Kapiel.
Z pianą. Oczywiście.
Peeling.
Po kąpieli krem przeciw zmarszczkom. Mówiłam już, że muszę się dużo uśmiechać, żeby nie wyglądać sukowato, prawda? To ma swoją cenę. Grzecznie aplikuję.

Balsam po opalaniu. Krem antycellulitowy.
Zerka na mnie odżywka do rzęs. Jestem niewzruszona.
Sięgam po próbkę jakiegoś rzekomo  naturalnego cudotwórczego olejku na blizny. Jedna, druga...
Z wymówką w spojrzeniu spoglądam na krem do biustu. Po ki chuj to kupiłam w ogóle?! Marketing.  Wrrr...
Durna baba.

Zerkam jeszcze na jagodowego krwiaka na mojej nodze i częstuję go czymś z apteki. Czymś, czego zakup kosztowal mnie przyjęcie spojrzenia "chłop panią leje??" i kilka złotych. Cóż, oby pomogło, bo kolejnego dnia nie ukarzę tyłka spodniami w 30-stopniowy upał!
Krem do ust. Do rąk. Do stóp mam koło łóżka. Praktycznie - żeby nie robić śladów na podłodze.

I niby na jakiej podstawie myślałam, że jestem niebrzydka czy odporna na reklamy?! I pomyśleć, że kiedyś Nivea i mydło wystarczały, aby być i czuć się piękną.

Durne babskie hormony!
Przecież muszę kogoś winić :p
Kleopatra idzie spać. Dobranoc.