Dużo się mówi o tym, że aktualnie konkurencja na rynku nie polega na walce na produkty. Orężem jest teraz jakość. Jakość obsługi klienta. I to, co 2 lata temu było efektem wow, dzisiaj musi być stałym elementem relacji. Tyle teoria.
Praktyka jest taka, że lubię owoce. Od ponad miesiąca miksuję je w różnych konfiguracjach. Jakość owoców jest ważna. Tak jak ważna jest dla mnie jakość obsługi. Jeśli mam ochotę na kwaśne - dodam soku z cytryny. I nie potrzebuję do tego kwaśnej miny ekspedientki. Więc idę tam, gdzie owoce i ekspedientki się do mnie uśmiechają.
Ten sklep daje mi więcej niż owoce. Więcej niż alkohol ;) pewnego razu daaawny znajomy zabrał mi tam zakupy i odniósł pod klatkę przy okazji odprowadzając. Innym razem starszy pan wybrał się ze mną na spacer w deszczu, też pod klatkę. Tym razem niosłam sama. A dziś...a dziś znowu bonus :)
Dwoje drzwi. Obok siebie. Otwiera je fotokomórka. Pan, z którym od dłuższej chwili wymieniałam mniej lub bardziej skryte spojrzenia, wybiera te dalej. Drzwi przede mną otwiera ten sam pan, machając czymś przed czujnikiem. Kiedy podchodzę - sklep stoi otworem. Ot, fotokomórkowy dżentelmen :) kiedy podchodzę do kasy stoi już dawno w kolejce "tyłem do kierunku jazdy". Mnogość luster w sklepie powoduje, że gdzie by nie przenieść wzroku to i tak spoglądamy na siebie nawzajem. Uśmiech.
Kiedy wychodzę - czeka na zewnątrz. Telefon. Rozmawia. Idę. Odprowadza mnie i kiedy nasze drogi się rozchodzą...znowu wymieniamy się uśmiechami :)
Zdaje się, że mam przystojnego sąsiada na osiedlu ;)
Z pewnością takiej jakości obsługi oczekuję. Mogę sama nadal nosić zakupy, ale niech moje oczy cieszą nie tylko dorodne brzoskwinie i zwiększające libido borówki! :)
P.s.: psychoanaliza wykonana na podstawie zakupów mówi, że mieszka sam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz