środa, 24 czerwca 2015

Z życia uśmiechniętej singielki

Była już plaga panów na literę M (pisałam o tym tutaj). Wspominam mniej lub bardziej dobrze. Raczej z uśmiechem.
   
Aktualnie obserwuję dwa nowe trendy. Pierwszy - panowie z dwóch kategorii zawodowych: medycznej lub zarządczej. Nie wybieram, nie łowię. Sami się pojawiają. Później się okazuje czym się zajmują a ja się uśmiecham.
Bardziej mnie to bawi niż niepokoi.
   
Drugi trend - wzbudza obawy. Czemu? Trochę o tym było tu. Trochę napiszę teraz.
  
Terapeuci twierdzą, że pewne osoby mają szczególne predyspozycje do bycia singlem. Druga osoba jest im zasadniczo potrzebna do zaspokojenia potrzeb leżących u podstaw piramidy Maslowa. Są ambitne. Osoby, nie potrzeby ;) Chcą być niezależne, samowystarczalne. Przepełnia je pragnienie sukcesu. Koncentrują się na realizacji swoich celów - często zawodowych (patrz kategoria nr 2 z pierwszego trendu). Takie osoby mogą mieć trudność lub nie chcieć wejść w bliską, poważną relację z drugą osobą. Mogą na nią nie mieć czasu i miejsca w swoim życiu.
 
[Tyle tytułem wprowadzenia]
 
Spotkanie koleżanek po latach. Jedna z nich opowiada o swoim nowym mężczyźnie. Starszy od niej o 10 lat. Ona w jego wieku byłaby u schyłku wieku tartacznego (co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że miałaby marne szanse na przedłużenie swych genów). On w swoim wieku jest po dwóch rozwodach i nie ma dzieci. Jest też dobry w łóżku. O tym opowiada z wypiekami na twarzy (tak, kobiety rozmawiają o seksie!).
  
Zanim kończy swoją opowieść słyszy z dwóch stron jedno pytanie: CO Z NIM JEST NIE TAK?!??!
  
(Proste, że z nim. Słyszeliście kiedyś, żeby kobieta była winna rozpadowi związku? Słyszeliście to od innej kobiety? Matka porzuconego się nie liczy)
 
Poznajemy się. Jest miło. Imię. Praca - uśmiecham się. Wiek -wracam myślami do teorii terapeutów.
Kolejny dzień. Kolejna propozycja wspólnego spędzenia czasu. Wyznanie: żona i dziecko. Już w 3 dniu! Biję brawo. Mógł przecież poczekać kilka miesięcy. Historia zna takie przypadki...
  
Nie widziałam obrączki. Myślę - rozwodnik? Wracam myślami do spotkania koleżanek.
Kolejny dzień. Chyba nie, nie rozwodnik.
  
Kurwa! Nigdy nie uważałam się za bóstwo, ale zaczynam rozumieć hasło "grzechu warta". Nie wiem czy wytatuować sobie na czole "i nie wódź nas na pokuszenie" czy zwykłe "nie cudzołóż".
  
Świat jest pełen klamliwych dupków obdarowanych nadmiarem testosteronu, którego pokłady nie są najwidoczniej spożytkowane przez ich żony. A rynek singli diabelnie przerzedzony! I przysięgam, że nie mam apetytu na ryzyko w postaci bycia powodem czyichś rodzinnych dramatów!
Czytałam o kobietach, które publikują nagie zdjęcia mężczyzn, którzy napisali do nich na portalach randkowych. Jeszcze jeden i zacznę upubliczniać ich dane. Twój mąż Cię zdradza pe el :/ może to jest pomysł na biznes? Mam już bazę startową.

Nic, pobiegam. Pomyślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz