Mówi się, że jaki sylwester taki cały nowy rok. Czy jakoś tak. Pieprzone ciasteczko z wróżbą!
Nie jest dobrze zacząć rok od "będziesz moją żoną". Serio, nie.
Wielokrotne noworoczne wyznania miłosne też nie są spoko. Zwłaszcza jeśli:
A) masz komu wyznawać miłość albo
B) kiedy oboje wiemy, że miłości między nami nie będzie.
Panowie, kulą w płot! Z całym szacunkiem i ogromną sympatią.
Jeśli w ciągu kolejnego miesiąca propozycja ślubu pada ponownie, ale z innych ust - zaczynam się zastanawiać nad tym, czy nie jest to nowy chwyt, jakaś dzika moda.
Widocznie nie znam się na wiodących flirciarskich trendach. Widocznie, obśmiany przeze mnie, "kurs flirtu i ciętej riposty - on line" nie byłby taki całkiem chybiony.
Usta różne. W obu przypadkach etap strojenia się w piórka dawno przebyty a tekst nadal pływa i wraca.
Z dwojga złego lepiej "żona" niż "druga połówka". Przysięgam nienawidzę tego określenia! To tak jakbyśmy rodzili się niepełnosprawni i tylko jakimś cudem dożywali dnia, w którym ktoś nas dopełni. Wreszcie!
Nie mam ambicji na bycie czyjąś żoną. Może jeszcze nie, a może wcale.
I osobiście uważam się za pełnosprawną.
Więc co dalej z moją sylwestrową wróżbą?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz