Pewien mądry i jakże spostrzegawczy mężczyzna powiedział mi kiedyś, że utrata wagi wymaga kasy. A i owszem! Kasy na zdrowe/fit/gluten free/sugar free papu. Kasy na uciekanie przed kilogramami - choćby na bieżni. I wreszcie - kasy na wymianę zawartości szafy. Wszak sama nie dostosuje się do zmieniającej się rzeczywistości... a szkoda!
Świadoma praw i obowiązków... niechcący zgubiłam kilka kilo. To akurat spotkało się z dużym zainteresowaniem matek polek i zaniedbanych żon w pracy. Ich komplementy uznałam za plus pracy w babińcu. Ich pytania o sposób były kłopotliwe. Wiem, że chcą usłyszeć DIETA CUD - dam Ci moją, albo POŁKNĘŁAM JAJA TASIEMCA czy inne waciki...wiem to.
Dzisiaj mam już dla nich odpowiedź, myślę, że idealną. A przynajmniej taką, która nie zaszkodzi :) Jaką? Musisz często uprawiać seks i być na górze :)
Jakieś plusy z tego będą ;) Jak nie utrata wagi to przyrost naturalny ;)
Wracajac do straconych kilogramów... Otwieram szafę. Mierzę jeansy, spodnie. Miejsce na bidon w pasie. Miejsce na 3 big mack'i. Kolejne. Ooo mogę zdjąć bez odpinania... taka sztuczka!
Po czwartej czy piątej parze stanęłam w obliczu wyzwania - ZAKUPY.
Czemu wyzwania? Wszak powszechnie wiadomo, że jak wiesz czego chcesz, czego szukasz, to tego nie kupisz, nie znajdziesz. W pełni optymizmu zaliczyłam mój ulubiony sklep. Wyprzedażowy haczyk ukrył towar dobrej jakości i wystawił na światło dzienne całe to tandetne gówno skrywane dotąd w najciemniejszym kącie magazynu. Kurwa mać. Kolejny sklep i kolejny. Może to nie mój dzień... Wiecie - pełnia księżyca, nieoczyszczone czakry, poniedziałek...
Ponawiam wyzwanie. Niezłomnie. W pełni wiary w powodzenie, ale bez zbędnego entuzjazmu...mierzę kolejną parę, kolejną i... kolejną. Od rozmiaru 36 do 40 i z powrotem. Jeśli w jednych mam klaustrofobię, to w drugich mam miejsce na upchnięcie grubego swetra za pasem.. przytyć do większego rozmiaru czy schudnąć do mniejszego? Idę do MC Donalda.
Kalorie żywią mój umysł. Teraz wiem, że Beyonce mogła tak radośnie śpiewać Bootylicious, bo ktoś pewnie szył spodnie na miarę jej tyłka. A może nawet w USA mają specjalne sklepy dla nie-wszędzie-szczupłych kobiet?! Goń się Beyonce! Dziś Cię nie lubię!
Podejmuję wyzwanie od nowa. 8 przymierzonych par za mną... Fuck! Za cel honorowy stawiam sobie wizytę w każdym sklepie - jednocześnie cieszę się, że wybrałam małe centrum handlowe. Sprawa urasta do rangi walki o godność! Walczę o prawo mojego tyłka do doborze skrojonych jeansów! A może teraz już walczę bardziej ze sobą..?
Wracam do domu z refleksją. Uroda, figura - zwał jak zwał - mogą Ci przynieść uwagę, zainteresowanie, komplementy a nawet darmowe drinki - ale mogą też okazać się przekleństwem i postawić Cię na linii walki.
Ćwiczenia dzisiaj zrobione. Przymierzyłam... uwaga... 17 par spodni! Tylko dziś. Siedemnaście! Wracam do domu z nowymi skarpetkami i parą stringów... na tarczy.
I niech mi nikt nie mówi, że nie jestem cierpliwa czy konsekwentna!
P.S. post o dupie Maryny ;)
P.S.2 skąd te instagramowe suchetnice z okrągłymi tyłkami biorą spodnie?!
Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz