Halloween. Dookoła ludzie z krwią pod oczami, pod nosem czy na czole. Plus ja. I mój nienaganny, zrobiony nie dalej niż godzinę wcześniej, makijaż.
Wysiadam z autobusu. Muzyka w słuchawkach mnie niesie. Jakbym grała w teledysku. Zielone światło. Przechodzę na drugą stronę. On.
Na ogół ludzie opisujący miłość od pierwszego wejrzenia mówią o przyspieszonym biciu serca i spoconych dłoniach.
Ja
Pamiętam światło, kolory, minę i kolor oczu. Ja się uśmiecham. Zdaje się, że serce przestało bić a ja przestałam oddychać. Patrzymy sobie w oczy. Widzę ten błysk. Cholera! Jeśli umiałabym malować i namalowłabym mój męski ideał to...pewnie nie byłoby tam roweru. Reszta zgodnie z obrazkiem. Wizualny IDEAŁ. Tracę pewność siebie. On zwalnia. Patrzymy na siebie. Idę dalej i modlę się w duchu, żeby go zobaczyć. Jeszcze raz. Zapamiętać. Odwracam się. Zawraca. Jedzie powoli...
Obyś mi się przyśnił...
I zaczynam tęsknić za albańskim YES or NO. Pewnie teraz pisałabym o pierwszej randce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz