Związki są różne. O jedne należy i warto walczyć. Inne już dawno należało zostawić za sobą. I jeśli książę na białym koniu pojechał w inną stronę, to można oczywiście powiedzieć, że koń zawinił. Możesz też przyznać mu (księciu temu) sprawczość i pojąć, że to książę kierował. Kierował, czyli mógł jeszcze zawrócić go z tej drogi. Nie chciał.
Tak to jest, że panowie bywają rycerscy, waleczni. Bywają. Niektórzy mają przy tym polot i urok nowonarodzonego cielęcia, które jeszcze nie wie czemu i po co, ale próbuje stanąć. Chociaż ani nie wie jak ani sobie nie radzi. Jednak próbuje.
Wśród nich są tacy, którzy knują wielki COME BACK poprzez podchody, pocztę pantoflową, zmartwione ich porozstaniowym losem koleżanki nasyłane na (byłą już) wybrankę serca. Są też tacy, którzy poległy związek chcą ratować pierścionkiem. Jakby blask diamentu miał rozświetlić prozę codziennych zmagań i oślepić tak, aby nie było widać wzajemnych niedociągnięć. Kuuurwa!
Jednak niektórzy z rycerza mają tylko zakuty łeb... a wtedy, jakże po męsku, grożą samobójstwem, rzucają groźby karalne pod adresem Twoim i nowej, rozkwitającej dopiero co miłości. Ewentualnie zarzucają Ci, że nie doceniasz ich esemesowych starań, kiedy mieszkają tak blisko, że mogą stanąć w drzwiach i zwyczajnie zapytać "o co Ci chodzi?!". Mogą, ale komu by się chciało?!
Białogłowo niewdzięczna! Doceń trud i starania! Doceń heroizm wyrażony w dwóch wiadomościach! Walka na miarę prezydenckiego orderu!
A jeśli nie...wyślij mi jego zdjęcie, by czyn ten uczcić stawiając mu pomnik z brązu*!
I żeby nie było, że cała wina w męskich pierwiastkach jest ukryta, to dodam, dla pań myśl mojego relacyjnego autorytetu: nie można chcieć Christiana Grey'a w łóżku i Romea na codzień - w jednej osobie. Chyba, że poszukujesz gościa z rozdwojeniem jaźni.
I jeszcze jedno: ludzie się nie zmieniają. A już na pewno nie dlatego, że TY tego chcesz. Oni muszą tego chcieć sami. Nie tylko chcieć, ale robić coś, aby to osiągnąć.
*pisząc brąz mam na myśli gówno. Gówniany pomnik na miarę jego starań.
Tak to jest, że panowie bywają rycerscy, waleczni. Bywają. Niektórzy mają przy tym polot i urok nowonarodzonego cielęcia, które jeszcze nie wie czemu i po co, ale próbuje stanąć. Chociaż ani nie wie jak ani sobie nie radzi. Jednak próbuje.
Wśród nich są tacy, którzy knują wielki COME BACK poprzez podchody, pocztę pantoflową, zmartwione ich porozstaniowym losem koleżanki nasyłane na (byłą już) wybrankę serca. Są też tacy, którzy poległy związek chcą ratować pierścionkiem. Jakby blask diamentu miał rozświetlić prozę codziennych zmagań i oślepić tak, aby nie było widać wzajemnych niedociągnięć. Kuuurwa!
Jednak niektórzy z rycerza mają tylko zakuty łeb... a wtedy, jakże po męsku, grożą samobójstwem, rzucają groźby karalne pod adresem Twoim i nowej, rozkwitającej dopiero co miłości. Ewentualnie zarzucają Ci, że nie doceniasz ich esemesowych starań, kiedy mieszkają tak blisko, że mogą stanąć w drzwiach i zwyczajnie zapytać "o co Ci chodzi?!". Mogą, ale komu by się chciało?!
Białogłowo niewdzięczna! Doceń trud i starania! Doceń heroizm wyrażony w dwóch wiadomościach! Walka na miarę prezydenckiego orderu!
A jeśli nie...wyślij mi jego zdjęcie, by czyn ten uczcić stawiając mu pomnik z brązu*!
I żeby nie było, że cała wina w męskich pierwiastkach jest ukryta, to dodam, dla pań myśl mojego relacyjnego autorytetu: nie można chcieć Christiana Grey'a w łóżku i Romea na codzień - w jednej osobie. Chyba, że poszukujesz gościa z rozdwojeniem jaźni.
I jeszcze jedno: ludzie się nie zmieniają. A już na pewno nie dlatego, że TY tego chcesz. Oni muszą tego chcieć sami. Nie tylko chcieć, ale robić coś, aby to osiągnąć.
*pisząc brąz mam na myśli gówno. Gówniany pomnik na miarę jego starań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz