czwartek, 31 grudnia 2015

2016? Nie bój się ;)

Ten rok upłynął w rytmie miłosnych i około miłosnych wyznań, muzyki Rudimental (i nie tylko), zachęceń do rozmnażania się i dwóch testów ciążowych.
(Moja ciążofobia ma swoje prawa)

To ostatnie może być szczególnym zaskoczeniem dla tych, którzy myślą, że wieczorami samotnie popijam wino, szukając na allegro dildo i kota, które dopełnią i osłodzą moj staropanieński los ;) Są tacy, którzy myślą, że scrollując aukcje śpiewam "I don't need a man" w rozciągniętym podkoszulku i frotowych skarperach. Otóż nie :)

W tym roku w pewnym sensie odkryłam siebie, zdefiniowałam na nowo. Rozwinęłam swoją kobiecość i zaprzyjaźniłam się z nią. Poznałam też seks stulecia, czego i Tobie życzę :) oczywiście - nie tylko w teorii :)

W tym roku pokonałam także swój strach. To, że wsiadłam na motor nie jest i dla wielu pewnie nie będzie wyczynem. Jednak ten jeden dzień mnie wiele nauczył.

Dziś wiem, że strach to wieczko słoika pełnego naszych emocji. W jego środku coś się na ogół kryje.

Czego konkretnie się boisz? Jakiej sytuacji/emocji/reakcji? Co wtedy poczujesz? Kiedy poczujesz, że ten lęk był uzasadniony? I co masz do stracenia?
Warto czasem zadać sobie te pytania (i pewnie wiele innych), żeby odkryć, że w słoiku jest tylko powietrze.

W moim było. Mój lęk był nielogiczny. Bałam się, ale nie umiałam nazwać czego konkretnie dotyczy ten lęk, ani opisać sytuacji, która byłaby jego kulminacją.

Kobiety, które nie rodziły, boją się nieznanego. Kobiety, które rodziły, boją się tego, co miały okazję poznać. I nie wszystkie się boją. (Uff! ;) )
Strach przed lataniem - niektórym przechodzi po pierwszym locie.

Rozumiem, że ktoś, kto miał kolonoskopię czy gastroskopię może się bać. Miał. Wie, że to jest daleko od "spoko". Ma podstawy do obaw, niechęci. Ja o jeździe na motorze nie wiedziałam nic. I zaufanie do kierowcy ma tu znaczenie...żadne. Tego dnia trzeci raz w życiu rozmawialiśmy twarzą w twarz. Umówmy się, że dwa poprzednie razy nie były wielogodzinnymi konwersacjami. Serio.

Czasem niewiedza jest ogniem zapalnym strachu. Strach trzeba rozpakować. Oswoić.

A Ty, czego się boisz?
Jaki strach udało Ci się pokonać?
Pamiętasz emocje, które Ci wtedy towarzyszyły?

P.s.: można tu anonimowo komentować, polecam ;)

W nowym roku życzę Wam siły, samoświadomości i 'bezczelności', które pozwolą Wam nie tylko wiedzieć, że to czego chcecie Wam się należy, ale pozwolą też po to sięgnąć :)
A oprócz tego - dużo wiary w siebie, odwagi, niesamowtego seksu, eksplozji endorfin i pozytywnych emocji!

piątek, 25 grudnia 2015

Porozmawiajmy o mojej ciąży

Kocham moją rodzinę. Szanuję.
Ta bliska rodzina, z którą przebywam najczęściej, ma zaskakująco otwarte umysły. Urzeka mnie otwartość na różnorodność, która mnie nie ogranicza. Cenię sobie prawo do tego, aby mieć odmienne zdanie. Tu czuję, że INNE nie znaczy GORSZE.

Jednak świąteczne dni to czas z rodziną także dalszą. Z rodziną o innej tradycji, perspektywie czy priorytetach.

Serio, po drugiej flaszce ciężko jest tłumaczyć, że muzułmanin nie znaczy terrorysta. Tak samo jak to, że inne zdanie nie oznacza, że ktoś jest głupi.

Lubisz życie na wsi? Świetnie! Szanuję to. Bo widzisz, mnie tu życie płynie wolniej niż we śnie. Nie chcesz mieszkać w mieście? Ok. Widzisz? Potrafisz uszanować tę różnicę zdań. Czemu do kurwy nędzy nie umiesz pojąć, że nie każdy w życiu kieruje się pierwotną potrzebą "przedłużania genów"?!

Tak, wiem, mam "superjajko", "zajebiste geny" i "później mogą być komplikacje". "Wiecznie nie będziesz piękna i młoda". Wiem to. Chociaż każdy z nas zna jakąś wybitnie brzydką laskę, której ktoś jednak zrobił dziecko...
Tak czy inaczej: wiem to.
Tak samo jak to, że po 33.roku życia drastycznie rośnie prawdopodobieństwo urodzenia dziecka z zespołem Downa. Wiem.

Wiem też, że nie każdy chce/może/nadaje się by być rodzicem. Dziecko to nie lalka. To ogromna odpowiedzialność za kształtowanie drugiego człowieka. Za stworzenie mu pierwszych kilkunastu lat życia w taki sposób, aby w dorosłości nie musiał leczyć się z kompleksów, leków, żeby nie mówił "nie nauczyli mnie tego", albo "to zawsze robiła mama".

Jeśli kiedyś moje "przedłużenie genów" ma być zagrożone lub niemożliwe...to może tak ma być. Los/Bóg/efekt cieplarniany czy potwór spaghetti - w coś tam pewnie wierzysz. I skoro tak TO zaplanuje, to ja się z tym godzę już dziś. Liczę się z tym.

Unosząc w lewej ręce kompot a w prawej kieliszek grzejącej się już wódki odpowiadam, znajdując metaforę najbliższą wiejskiemu rozmówcy: nie jestem krową, żeby dać się zapłodnić byle komu, tylko, żeby przedłużyć geny.

Ten, kto wymyślił alkohol pewnie uśmiechał się w niebie. Mam nadzieję.
Stary, stokrotne dzięki! Pomogłeś!

Jak Wasze świąteczne zmory?
Bo tu można anonimowo komentować ;)

piątek, 18 grudnia 2015

Priorytety

Komunikacja masowa. Tak, lubię duże fury ;)
Wysoki. Po trzydziestce, albo trzydziestce-piątce. Idzie pewnym krokiem. W drzwiach przepuszcza panie. Wygląda spokojnie. Oprócz spokoju na jego twarzy maluje się uśmiech. Jakieś spełnienie.
Siada. Prostuje dłonie na kolanach. Światła neonów za oknem błyskają, odbijając się od jego obrączki. Podnosi palce w górę. Podstawa dłoni pozostaje na udzie. Rozpościera palce i zerka na obrączkę. Głośno wzdycha. Ulatujące z niego powietrze zdmuchuje i uśmiech i spokój z jego twarzy.
Widzicie to? Typowy obrazek faceta chwilę po zdradzie. Mam nadzieję, że znacie go tylko z filmów.
Opada testosteron, endorfiny. Oksytocyna, jako hormon odpowiedzialny za poczucie przywiązania, błądzi w jego ciele.
I po co Ci to było? Pewnie zadaje sam sobie to pytanie. Możliwe, że seks był słaby, panna leżała jak martwa ryba lub ruszyło go sumienie. Wtedy pyta siebie o zdradę. Możliwe, że pospieszył się ze ślubem i właśnie o to pyta teraz swoje ja.
Piękni, młodzi i wykształceni. Oboje o siebie zazdrośni. Para jak z obrazka. W ramach gestu rezerwacji pojawia się pierścionek. Kiedy kilka lat później pojawiają się w ich małżeństwie problemy on mówi: "myślałem, że tak będzie ok. Zanim schowałem pudełko z pierścionkiem...ślub już był w połowie zorganizowany. A potem mierzyłem garnitur". Po jakiś 4 latach się rozwiedli.
Kolejna para. On z syndromem Piotrusia Pana, ona z syndromem Matki Polki. On wieczne dziecko. Ona zrobiła z niego ubezwłasnowolnioną, kompletnie uzależnioną od siebie, marionetkę. Ślub był na liście jej priorytetów. Nie znam ich. Jednak wieść o tym, że ślub wymusiła kilkukrotnym płaczem, jest powtarzana jak legenda miejska...
Ona zaborcza. I niczym zaborca grabiła znaczną część jego wypłaty. Nie miał źle. Dostawał kieszonkowe. Wróciła z wakacji. Bierzemy ślub! Pokaż pierścionek! Ha! Otóż pierścionka nie było. W czasie, kiedy ze swoich i jego pieniędzy płaciła za salę, orkiestrę i wymarzoną suknię...on zbierał na drogocenny pierścionek, który wskazała mu palcem w katalogu.
Zdążył przed ślubem.
Mają dziecko. Są razem. Może nawet są szczęśliwi. Tego im życzę.
Dwie kolejne pary. Różne historie i konfiguracje. Obie z dziećmi po jednej stronie i chęcią posiadania wspólnych dzieci po drugiej stronie. W jednym przypadku pada deklaracja ok, ja też, może kiedyś... W drugiej parze, chęć na kolejne potomstwo, jest tożsama z entuzjazmem świadka Jehowy wyrażanym w sprawie transfuzji krwi.
Brzmi jak trudności na horyzoncie.
Kolejni. Kilka lat razem. Decyzję o wspólnym M odkladali przez chyba rok. Zwyczajnie nie mogli się pogodzić w sprawie dom czy mieszkanie. Podjęcie decyzji, a raczej jej odłożenie w czasie ułatwiło im podpisanie umowy na wynajem mieszkania... tam mieszkali razem po raz ostatni.
Nie neguję związków. Jednak bawi mnie i przeraża jednocześnie, że ludzie są ze sobą, dzielą swoje dobre i gorsze dni, dach nad głową...ale nie mają pojęcia co jest dla nich nawzajem ważne.
Wszystkie przypadki powyżej...konflikt interesów. Kompromis rozumiany jako zrobię jak chce - będę miał spokój...
A już najlepiej pozwolę innym zrobić za mnie.

Związek to sztuka kompromisu, pewnie! Związek to Twoja strefa, Wasza i strefa "drugiej połówki".

Czy można tworzyć dobry, udany związek nie mając pojęcia co jest ważne, co jest priorytetem dla tej drugiej osoby? Jak i w czym ją wspierać jeśli się nie wie...?

Wiecie co jest ważne dla niej/dla niego? Wiecie? Czy założyliście? Bo to nie to samo...
Zawodowo, prywatnie, w dziedzinie pasji czy marzeń...co jest priorytetem?
Zapytajcie :)
Warto :) A i refleksje mogą być całkiem ciekawe :)
P.S.: emocja wywołana u pytanej osoby też jest niesamowita!
Spread love <3